19 lipca 2018 r.
Polska z góry – Świnoujście (seria 2, odc. 8) – niesamowite widoki.
Świnoujście Poznań
Warszawa
Legionowo
Śniadanie zjedliśmy w hotelu. Zanim dojechaliśmy do stacji, dokupiliśmy sobie jedzenia na czas podróży. W końcu czekała nas długa podróż.
Nauczeni doświadczeniem podczas wyszukiwania połączeń wraz z przewozem rowerów, nie daliśmy się przekonać na bezpośrednie połączenie ze Świnoujścia do Warszawy, z ograniczoną możliwością przewozu rowerów. Ta „ograniczona możliwość” oznacza ni mniej, ni więcej, tylko rower na korytarzu w pierwszym lub ostatnim wagonie. Nie chcieliśmy by powtórzyła się historia z podróży do Zielonej Góry i woleliśmy zatem podróżować z przesiadką w Poznaniu. Do Poznania pociąg IC a potem EC. W tych pociągach rowery wiszą na wieszakach i nikt nie ma pretensji, że im zawadzają. Nie pomyliśmy się nic a nic. Jeszcze przed odjazdem naszego pociągu, podstawili ten bezpośredni. Wyszedłem na peron i przeszedłem całą długość i nie zobaczyłem ani jednego wagonu z miejscami dla rowerów. Tak więc nasz wybór był trafiony.
W Poznaniu przesiedliśmy się do „Berliniaka”. Niestety, ze względy na remont torowisk pomiędzy Poznaniem a Koninem, skierowali nas na trasę przez Inowrocław, co znacznie wydłużyło naszą podróż.
Jeszcze na długo przed Warszawą, koło rowerów zebrali się rowerzyści. Młody Niemiec, para około 30-latków, powracająca z podróży wzdłuż wybrzeża po Niemczech i my. Doszliśmy jako ostatni, ale wcześniej wsłuchiwałem się w rozmowę pary z młodym Niemcem. Konwersacja szła po angielsku. Właściwie to nie była rozmowa tylko informowanie samotnego jeźdźca o spostrzeżeniach i przygodach pary, wracającej do Warszawy. Byłem lekko zdumiony, że rowerkowiec z Niemiec nie pyta o nic, choć z jego zdawkowych odpowiedzi wynikało, że zamierza przejechać Polskę po wschodniej granicy. Para z Warszawy, a właściwie tylko on, cały czas opowiadał o nich samych. Niemiec słuchał. W końcu też poradzili mu by uważał w Polsce na kierowców, bo nie szanują rowerzystów. Po czym wrócili na chwilę do swoich miejsc, po resztę bagaży. Wtedy do naszych rowerów podeszliśmy i my. Zapytałem Niemca czy ma jakiś plan rowerkowania po Polsce. Odpowiedział, że z północy na południe. A czy słyszał o Green Velo? Odparł, że nie. Podpowiedziałem mu zatem, by zajrzał do internetu i poczytał, ponieważ Green Velo była zbieżna z jego celem podróży. Nie omieszkałem dodać, że pokonaliśmy tę trasę w ciągu trzech lat, zanim Green Velo została oddana w całości do użytku i życzyłem powodzenia. Wrócili „warszawiacy”. Gdy pociąg zatrzymał się na Centralnej, para z Warszawy, poprzez brak poukładania sobie czynności podczas wysiadania, zablokowała wyjście. Zrobili to tak, że on wyszedł i czekał na peronie z wyciągniętymi łapkami, a ona nie mogła sobie poradzić z wyprowadzeniem rowerów i bagaży z wagonu. Rower ją przeważał. No to pomogliśmy im. Trzeba się czasem ulitować. Wysiedli. Wtedy zaproponowałem Niemcowi zwykły, rowerkowy układ pociągowy. Ania schodzi na peron i pilnuje rzeczy, ja wystawiam rowery i bagaże z wagonu a on odbiera. Zgodził się i poszło nam jak z płatka. Wysiedliśmy, jakbyśmy byli jedną paczką. Największe jednak zdziwienie dopadło mnie, gdy zauważyłem, że para warszawiaków po wyjściu na peron „zmyła” się, nie pomagając już nam przy wysiadaniu. Po naszym wyjściu, podziękowaliśmy sobie i życzyliśmy powodzenia. Ot, taki rowerowy savoir-vivre. Polecam, bo to przysparza więcej uśmiechu.
Na Dworcu Centralnym przesiadamy się przeważnie, tylko dlatego by nie dźwigać rowerów po schodach na Zachodniej lub Wschodniej. A potem, pojechaliśmy do Legionowa Piaski, by nie dźwigać rowerów po schodach w Legionowie. Woleliśmy przejechać dodatkowe 3,5 km niż targać objuczone sakwami, ciężkie rowery.
Jeszcze pamiątkowe zdjęcie na koniec i o godz. 1740 zameldowaliśmy się w domu.
Trzeba przyznać, że niemieckie ścieżki rowerowe biją na głowę nasze, choć nasze biją ichniejsze na północy Niemiec. Zrobiliśmy wyprawę życia. 606 km od gór po morze z najdłuższym etapem 130 km.
I jak tu nie kochać rowerkowania!!!