16 czerwca 2022 r.
Ustka Słupsk
Gdynia.
Po niesamowicie pysznym, hotelowym śniadaniu, ruszyliśmy w bardziej kolejowy niż rowerowy, powrót do domu.
Pojechaliśmy rowerami do początkowej stacji Ustka Uroczysko tylko po to, by wsiąść do pociągu jako pierwsi i mieć luz. Wsiadało nas może z 10 osób. Zero pośpiechu i pełen spokój. Na głównej stacji Ustka, oprócz innych, dosiadły się trzy osoby z rowerami. Właściwie to pociąg był pustawy. Przyszła pani konduktor, sprawdziła bilety a ja zapytałem, czy poprzedni pociąg miał dużo rowerów. Odpowiedziała, że trzy. Zdębiałem. Jak to? Przecież ja nie mogłem kupić biletów na przewóz rowerów! Ale konduktorka powiedziała, że cały skład ma cztery miejsca dla rowerów i dlatego system nie pozwolił mi na zakup biletów na przewóz rowerów ponad normę.
– No dobra – nie dawałem za wygraną – A jeśli przyjdziemy na stację z rowerami i będziemy chcieli zakupić bilety na przewóz rowerów u konduktora, to co wtedy?
– To ja nie mam obowiązku Was wpuścić z rowerami do pociągu – odpowiedziała pewna swojego – jeśli będzie ich w pociągu dużo.
– I tak odprawi Pani każdego z rowerem na stacjach pośrednich? I tu konduktorka się zawahała ale odpowiedziała, że to by zależało od liczby pasażerów w pociągu. Że jak tłok, to mogłaby nie wpuścić.
– A jeśli wsiądę z rowerami na pierwszej stacji Ustka Uroczysko i kupię bilety u konduktora, to gdy na Ustce „głównej” dosiądą się cztery rowery to wyprosi nas Pani z pociągu? – zapytałem bardzo ciekaw odpowiedzi.
– Nie – odparła bez namysłu.
Po tej rozmowie uzyskałem dwie odpowiedzi: dlaczego nie mogłem kupić biletów przez internet oraz, że wystarczy wtedy przyjechać na pierwszą stację i problem znika. Niby nic, a wiedza przydatna. Jak to mówią, a zwłaszcza mój kolega, podróże kształcą, choć ponoć tylko wykształconych!
W Słupsku mieliśmy czekać około 50 minut na nasz pociąg IC do Gdyni. Gdy jednak niespiesznie, bo jako ostatni (rowerkowcy są wręcz blokowani przez pieszych pasażerów), wyszliśmy z pociągu z Ustki, naszym oczom ukazał się spóźniony i to mocno, pociąg REGIO do Gdyni. Ten, którym nie mogliśmy jechać ze względu na brak biletów na przewóz rowerów z Ustki! Podeszliśmy do konduktorki i zapytaliśmy, czy możemy wsiąść i kupić bilety u niej. Odparła by się pospieszyć, bo zaraz ruszamy. No to wsiedliśmy i dosłownie pociąg ruszył. Ten skład miał osiem miejsc dla rowerów i tylko my byliśmy z rowerami!

Czekając na konduktorkę, zrezygnowałem z internetowych biletów na pociąg IC. Oczywiście potrącili chyba 10% odstępnego, a u konduktorki dopłaciliśmy za kupno biletów u niej, zamiast w kasie na dworcu. System był bezwzględny. Uzysk był taki, że do Gdyni przybyliśmy godzinę wcześniej niż planowaliśmy. Strata – większy koszt przejazdu i pogłębiający się brak zaufania do PKP. Dalsza podróż odbyła się już bez przygód.
To była jedna z najpiękniejszych ale i zarazem najtrudniejszych wypraw rowerowych. Były przepiękne widoki i ścieżki rowerowe, kanał Brdy, poszum drzew i fal oraz napotkani ludzie. A z drugiej strony były wyczerpujące, piaszczyste dukty leśne, upał, kleszcz i barejowskie PKP. Jednakże, jak po każdej wyprawie, do naszego worka doświadczeń wpadły nowe, czyniąc nas lepszymi ludźmi, a na pewno odporniejszymi.
A napotkani w Fojutowie rowerkowcy podsunęli nam pomysł na następną wyprawę.
Do zobaczenia na szlaku!