19 i 20 lipca 2006
W tych dniach postanowiliśmy po prostu wypoczywać, jak normalni, leniwi turyści. Odwiedziliśmy więc plażę miejską, gdzie musieliśmy rozglądać się nieco dłużej za miejscem do leżenia. W Wagabundzkiej pralce automatycznej wypraliśmy nasze ciuchy. Byliśmy też w hotelu Gołębiewski. Tam Ania odwiedziła Studio Zdrowia i Urody – SPA, po raz pierwszy w życiu. Rzecz jasna, wybrała zabieg „nożny”, czyli odnowę biologiczną swoich zmęczonych nóg. Tymczasem Paweł i ja, korzystaliśmy z parku wodnego, który mówiąc szczerze, zrobił na nas duże i pozytywne wrażenie. Polecamy gorąco. 25 zł za 1,5 h dla dorosłego i 15 zł ulgowe. Pełna elektronika w ewidencji wszystkich gości. Można nawet się nieco pogubić. Dla odważnych polecam zjeżdżalnię „Cebula”. Dla pozostałych normalne i bardzo długie zjeżdżalnie rynnowe, pontonowa i wiele, wiele innych atrakcji. Ale jedna uwaga! Jeśli możecie, nie zostawiajcie w Gołębiewskim dzieci na łasce ratownika. Otóż na moich i ratownika oczach topił się chłopak i gdybym nie zmusił ratownika do interwencji, pewnie by się chłopak topił dalej! Całe szczęście, że nic się nie stało i miejmy nadzieję, że to był odosobniony przypadek.
Byliśmy też na koncercie w Przystani Żywiec. Polski zespół grał szanty. Do tego piwo i…. żyć, nie umierać.
Pływaliśmy też łódkami i rowerem wodnym, wypożyczonymi z Cichej Zatoki. Samo pływanie OK, ale te ceny!?! Osiemnaście złotych za godzinę!!! To miasteczko staje się miejscem dla zamożnych. Niedługo pewnie przekształci się w miejsce wypoczynku dla bogatszych Polaków i obcokrajowców! Znaleźliśmy jednak knajpki, w których można niedrogo i dobrze zjeść.
Nie ma co ukrywać! Po dniach nieprzerwanego pedałowania zasłużyliśmy na taki odpoczynek. Wypoczęliśmy jak się patrzy i postanowiliśmy, że z Mikołajek do Giżycka popłyniemy statkiem. Tak, żeby nam wszystkim było przyjemnie i żeby można było jeszcze trochę poleniuchować. Dzień wcześniej kupiliśmy bilety w porcie (pod kładką dla pieszych), chociaż jasno trzeba przyznać, że taki trzygodzinny rejs nie należy do najtańszych, ani nawet średnio tanich. W sumie zapłaciliśmy sto sześćdziesiąt złotych! Ale cóż! Raz się ma takie wakacje.
No i położyliśmy się spać.