Dzień 3. Kościerzyna – Fojutowo. 69 km.

7 czerwca 2022 r.

Kościerzyna – Szarlota – Lizaki – Juszki – Wdzydze – Gołuń – Wdzydze Tucholskie – Borsk – Kliczkowy – Wiele – Karsin – Listewka – Dębowiec – Mokre – Malachin – Czersk – Niwki – Fojutowo.

Widok etapu tutaj.

Link do przejechanej trasy z mapy.cz tutaj.

    Ten etap zaczęliśmy od pożegnania z Remusem. Zapoznaliśmy go wczoraj na kościerskim rynku i bardzo się polubiliśmy. Umówiliśmy się, że następnego dnia z rana się pożegnamy. Czekał na nas. On też używał jednośladu, choć nie miał kasku!

    Z Kościerzyny wyjechaliśmy w stronę Szarloty. Ładnych parę lat temu nocowaliśmy tam na polu namiotowym i bardzo dobrze wspominamy to miejsce. Tym razem jednak, jechaliśmy przeciwległym brzegiem jeziora. Zatrzymaliśmy się przy pomniku pomordowanych leśników by popatrzeć na dawne miejsce popasu i choć trochę powspominać.

    Za Lizakami zjechaliśmy z asfaltu i wjechaliśmy w las. Na początku droga leśna była znakomita. Nawet przystań leśna była taką wisienką na torciku.

Potem niestety wpadliśmy jak śliwki w kompot. Drogi wysypano nieprzyjemnym dla rowerkowców tłuczniem. Chciałem, by było jak ongiś, gdy drogi leśne były bardzo nam przyjazne. Liczyłem, że tym razem poczujemy się jak 20 lat temu. Niestety, teraz można było się tylko zniecierpliwić. Ominięcie jezior: Kramsko Dużego i Małego oraz Białego, kosztowało nas sporo energii.

Dopiero na wysokości jeziora Jeleniego, wjechaliśmy na stary i przyjazny asfalt. Wtedy uznaliśmy, że szkoda naszego czasu i energii. Dlatego też postanowiliśmy nie opuszczać już asfaltu. Było zdecydowanie za gorąco, a i sił nam ubyło za dużo.

    We Wdzydzach obowiązkowo stanęliśmy na popas. Sklep spożywczy zaspokoił nasze potrzeby wodno-energetyczne, a także dał nam trochę cienia. Niestety, za Gołuniem znowu wjechaliśmy w las i droga znowu była kiepska. Był to jednak na szczęście, krótki skrót. Wdzydze Tucholskie były zbyt opuszczone i nie natrafiliśmy na bar. Dlatego zatrzymaliśmy się na wysokości lotniska w Borsku. Jadłodajnia miała reklamy przy szosie, ale dojazd tam nie był za ciekawy. Gdy jednak znaleźliśmy dojście i usiedliśmy przy stole jorgnęliśmy się, że trafiliśmy w dziesiątkę. Zamówiliśmy nasze ulubione kluski ziemniaczane, które dają też energetycznego kopa. Oczywiście, że przyrządzamy je także sami. A tu porcje były spore i ledwo zjedliśmy. Wieczorem, już na mecie etapu mogliśmy zgodnie przyznać, że te kluski z Borska były naszym „dopingiem”. O mało co, nie zajechaliśmy do Zamościa! Takiego mieliśmy kopa!

    Do Czerska dojechaliśmy bez żadnych przygód, za to z dużą prędkością. I tak samo było za Czerskiem. Wiatr nam nie przeszkadzał i była moc w nogach. Te ostatnie 13 km przeleciało nam jak z bicza, dzięki kluskom oczywiście. I tak zajechaliśmy do Fojutowa. Nocleg był zaklepany i rowery też miały kawałek dachu. O dziwo, rowerów było tam już całkiem sporo. Pomyślałem, że zapewne wypożyczają, ale odpowiedź przyszła następnego ranka.

    W zajeździe właściwie było wszystko. Nawet własny browar z piwem, które nam bardzo smakowało. No i znalazłem także bramę do lasu! To wcale nie taka częsta rzecz. Nie było tłumów ale przyznam, że było parę zorganizowanych grup. Po obiado-kolacji poszliśmy na pieszo do akweduktu. Nie wiem, ile jest takich miejsc, ale ten właśnie jest najdłuższy w Polsce. I można przejść dołem, górą i wspiąć się na wieżę widokową. A pod Wielkim Kanałem Brdy znaleźliśmy niezłe echo! A ponieważ byliśmy sami, to mogliśmy echować dowolne odgłosy… Tylko te komary…

    Wróciliśmy jeszcze raz do restauracji na małe piwo. Przed zamknięciem baru było naprawdę cichutko. A za oknem naszego pokoju świergotały jaskółki i dlatego w naszym pokoju komarów nie było…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s