10 lipca 2010 r.
Krynica Morska Zalew Wiślany
Frombork.
Na polu namiotowym nie było niestety żadnych siedzisk, więc niejako byliśmy zmuszeni zjeść śniadanie w barze, ale za to pod parasolem. Niestety nie zapamiętaliśmy go jako smacznego.
Ponieważ nasz statek odpływał w południe, postanowiliśmy przenicować się w pobliże portu i poczekać w cieniu, na możliwość dokonania abordażu. Tymczasem upał wzmagał się i potężniał z minuty na minutę. Nawet czekanie w cieniu, słysząc i widząc wielką wodę Zalewu Wiślanego, nie przynosiło zbytniej ulgi.
W końcu przypłynął nasz statek. Wypluł ludzi i odgrodził się natychmiast od takich jak my. Musieliśmy czekać na swoją godzinę. Tymczasem zbliżało się południe i słońce prażyło tak, że miałem wrażenie, że nawet betonowe nabrzeże zacznie powoli spływać do wody.
W odpowiedniej chwili zostaliśmy zaproszeni na pokład, razem z rowerami. Zajęliśmy miejsca na górnym pokładzie. Posmarowaliśmy się kremami z dwucyfrowym filtrem i oddaliśmy się rozkoszy płynięcia statkiem do Fromborka, który widać było nawet gołym okiem. Niby tak blisko, a statek płynął i płynął. A może stał w miejscu…
Na pokładzie spotkaliśmy chłopaka, który z dodatkowym jednym kołem z tyłu, pedałował w Bieszczady. Jego taktyka polegała na rozpoczynaniu jazdy około 0500 rano, przerwie od 1000 do 1400, a potem jeździe do zmierzchu. Może i była to dobra taktyka na upały. Jednak nie zawierała w sobie żadnego czasu na zwiedzanie. Polegała po prostu na gnaniu asfaltem przed siebie i biciu rekordów pokonanych kilometrów i jak najszybszym osiągnięciu celu. Oczywiście, to też jest sposób na wakacje. Ale czy lepszy, czy gorszy, tego nie ocenialiśmy. Każdy ma prawo do podróżowania w swoim stylu.
Z daleka widać było katedrę górującą nad miastem.
W końcu Frombork i nadzieja na jakiś cień. Szybko zdecydowaliśmy się pojechaliśmy na pole namiotowe i rozbić namiot. Musieliśmy podjechać pod sporą górę i prawie wyjechać z miasta, by zobaczyć nasze, prawie puste pole. Rozbiliśmy się pod jedynym drzewem dającym cień. Umyliśmy się i… do katedry. Zdążyliśmy w ostatniej chwili wejść do środka.
Kilka fotek i musieliśmy opuścić mury katedry.
Jak zwykle piękne witraże, które wieczorem dają trochę inne refleksy, niż w pełnym słońcu.
Obeszliśmy katedrę dookoła a potem zeszliśmy pod basztę na lody.
Jedne z lepszych. Obok w restauracji właśnie zaczynała się biesiada weselna. Goście w garniturach wzbudzali w nas litość. Natychmiast po zalogowaniu się przy stole, wylegli na taras w samych koszulach, ale za to z krawatami. Dalej nam było ich żal…
Wróciliśmy na pole, gdzie w barze wisiał ogromny telewizor LCD. Wieczorny mecz Mistrzostw Świata zgromadził międzynarodową widownię. Na polu pojawili się bowiem Niemcy, Holendrzy, Rosjanie i Polacy. Każdy kibicował komu chciał. Ale byli też tacy, którym było to obojętne.
Wieczorna cisza na fromborskim polu namiotowym, w zestawieniu z gwarem w Krynicy Morskiej była balsamem na nasze uszy.
Ocena pola (skala od 1 do 6)
– teren pola i cena – 5
– jakość sanitariatów – 4 (0 zł)
– obsługa – 6
– sklep – 500m.
We Fromborku byliśmy na rowerach dwa razy. Na pierwszej i drugiej wyprawie (2002 i 2003 rok), szmat czasu. Za drugiem razem też płynęliśmy statkiem z Krynicy. Okropnie wtedy wiało i kołysało 🙂
Chciałbym tam jeszcze kiedyś wrócić.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
My mieliśmy wodę jak stół. Aż czasami mieliśmy wrażenie, że statek stał w miejscu. Faktem jest, że było pięknie.
PolubieniePolubienie