17 lipca 2013
Jurata – Gdynia – Legionowo.
Ten dzień zaczął się wyjątkowo. W tym dniu nie jechałem do sklepu. Kanapki do pociągu zostały zrobione wczoraj. Stojąc na peronie kolejowym w Juracie, Ani dokupiła drożdżówki i tak zabezpieczeni, wsiedliśmy do pociągu do Gdyni.
Mając trochę czasu w Gdyni, najmłodsza część naszej wyprawy, czyli Ania i Paweł, ruszyli na zakupy. Najstarsza część, czyli ja, została na peronie z naszym wyprawowym dobytkiem.
Pociąg z Gdyni miał wagon rowerowy z przedziałami. Po drodze mijaliśmy miejsca, w których przekraczaliśmy rowerami szlak kolejowy. Przyszedł czas na podsumowanie.
Ta wycieczka szlakiem zamków przyniosła Pawłowi najwięcej pamiątek do jego kolekcji na ścianę.
Najmniej było awarii, najwięcej jeździliśmy po asfaltach i najsłabiej byłem do niej przygotowany. Myślałem, że codzienne dojazdy rowerem do pracy najlepiej przygotują mnie do trasy. Nie wziąłem tylko pod uwagę, że przetrenowanie jest gorsze niż brak treningu. Dyskomfort na starcie był spory. Jak zwykle w czasie wyprawy kończą się klocki hamulcowe. Przynajmniej w jednym rowerze.
Wróciliśmy do domu. Ostatnie dwa kilometry ze stacji do domu przejechaliśmy jak etap przyjaźni. Szkoda tylko, że nasz widok przyprawia niektórych przechodniów o wielkie zdziwienie.
Wieczorem zasypiałem z pewnością, że rano do sklepu pójdzie ktoś inny.