8 sierpnia 2012 r.
Wiżajny – Wysokie – Maszutkinie – Ejszeryszki – Krejwiany – Klinavas – Lubawas – Kovai – Salaperaugis – Kazlavas – Budziska – Podwojponie – Buda – Wojponie – Wojciuliszki – Święciszki – Puńsk.
Zgadnijcie, kto pojechał do sklepu?
Po śniadaniu stanęliśmy na Rynku w Wiżajnach i zrobiliśmy sobie zdjęcie przy pomniku Józefa Piłsudskiego. Zachęcam do obejrzenia tego miejsca!!!
Z Wiżajn, przez Maszutkinie i Kriejwiany dojechaliśmy do granicy z Litwą. Na granicy był kiedyś płot i pas zaoranej ziemi, no i słupki graniczne. Teraz można ledwie rozpoznać pas zaoranej ziemi. Przekroczenie granicy wymaga teraz tylko znalezienia drogi do przejechania, tak by nie chodzić po polu.
Litwa przywitała nas drogą szutrową o jakości, której w Polsce nie można za często znaleźć. Jak się jednak okazało, Litwa właściwie oferuje tylko takie drogi. Rzadko można przy granicy spotkać asfalt. Na północ od miejscowości Lubawas, zatrzymaliśmy się, by podziwiać jeszcze jeden, piękny, ciągnący się na ponad 10 km horyzont. Od tamtej pory jechaliśmy po wioskach litewskich i po starej drodze granicznej, którą kiedyś użytkowali pograniczmicy. I wiecie co? Nie napotkaliśmy na żaden słupek graniczny!!!
Przejście graniczne w Budzisku przypomina trochę wymarłe miasteczko. Jak te w Żarnowcu. Kiedyś tętniło życiem, teraz nawet nie za bardzo jest gdzie kupić wodę do picia. Zatrzymaliśmy się na mały posiłek w Podwojponiu. Tam nawiązaliśmy kontakt z niemkami (po angielsku) na temat podróży rowerowych i możliwości zwiedzania Polski. W sumie Niemki były coś około sześćdziesiątki, jednak płynnie mówiły po angielsku. Plus dla nich!
Przez Budki, Wojponie, Wojciuliszki i Święciszki, dojechaliśmy do Puńska. Tam wyszukaliśmy agroturystykę przy ulicy Strażackiej, którym z czystym sercem mogę polecić każdemu.
Z Panią Honoratą, bo tak miała na imię właścicielka, skontaktowałem się telefonicznie. Zgodziliśmy się na jeden nocleg w pięknie wyremontowanym osobnym drewnianym domu, z piecem kaflowym ogrzewającym jednocześnie trzy pomieszczenia i ogrodem, którego nie chciało się opuszczać. W ogrodzie pobudowali wielkie kamienne palenisko na grilla, z odgradzającym murem i pięknymi kwiatami. To jedno z najładniejszych miejsc noclegowych w Polsce.
Wieczór spędziliśmy z właścicielami: panią Honorką (tak wołał ją mąż) i dziećmi. Wypiliśmy po pojednawczym piwie i podczas rozmowy bardzo dużo dowiedzieliśmy się o regionie, tutejszych zwyczajach i nawet o tym, dlaczego na granicy Polsko-Litewskiej nie ma słupków!!! Bardzo mili ludzie. Pozdrawiamy serdecznie.
Tego wieczoru wypraliśmy też co nieco nasze ubranka. Niestety prognoza na następny dzień nie była dobra dla rowerkowców.