Dzień 5. Olsztyn – Ostróda. 48 km.

10 lipca 2013

Olsztyn – Warkały – Łukta – Tabórz – Szeląg – Czerwona Karczma – Ostróda

    W takim upale od samego rana postanowiliśmy, że nie będziemy się zbytnio żyłować i do celu pojedziemy asfaltem. Oczywiście nie najkrótszą drogą ale w miarę mało uczęszczaną. Patrząc na mapę już na pierwszy rzut oka było widać, że nie będzie łatwo. W tym rejonie jeziora z reguły układają się w poprzek naszej trasy. Do tego długie, polodowcowe rynny jeziorowe wymagają objazdów. Poprzedniego dnia wieczorem, po analizie prognozy pogody i map, wytyczyliśmy trasę po drogach nr 527 i 530.

    Rano, jak zwykle ruszyłem w pojedynkę upolować coś na śniadanie. Potem pakowanko, załadunek i już nie musieliśmy cofać się do miasta, albowiem droga 527 już biegła wzdłuż ogrodzenia Pirata.

    Do Łukty jechaliśmy głównie przez las. Ruch nie był wielki. Jedyne negatywne zdarzenie z tego odcinka, to skręcenie łańcucha w rowerze Pawła. Niestety był to wynik sporego nacisku na pedały podczas przerzucania biegów. Łańcuch zakliszczył się, naprężył a potem spadł ze średniej zębatki od razu pomiędzy najmniejszą a ramę. Nie pomogły nawet ograniczniki. Oczywiście zawsze wożę przy sobie spinkę do łańcucha i skuwacz. Problemu więc nie widziałem. Ale postanowiłem najpierw nieco naprostować wykrzywiony łańcuch przy pomocy dwóch leatherman’ów. No i „udało się” jak mawia Justyna Kowalczyk. Łańcuch działał i dawał się przerzucać. Ale w jednym miejscu był tak wykrzywiony, że niestety musiałem go skrócić o 2 ogniwa.

    Łukta powitała nas dniem handlowym o dużym nasileniu. Ku mojej uciesze pojawiły się czereśnie, które nabyłem by móc sobie popluć pestkami. Upał – i tak już niezły, nasilał się z każdą minutą. Wyjazd z lasu na otwartą przestrzeń natychmiast skutkował potem, przedtem i potem i jeszcze raz potem. Toteż, gdy dojechaliśmy do Tabórza, natychmiast zjechałem z drogi nad piękne jezioro i ładnie zadbaną plażę. Zdjąłem kierpce rowerowe i wszedłem w jezioro. Za mną Ania, a za Anią Paweł. Jaka woda była idealna!!! Nie chciało się wychodzić.

2013-07-10 12.26.07

    Po dłuższym wypoczynku wyszedłem z wody. Właśnie wtedy przyszło mi na myśl, dlaczego na początku naszej wyprawy nie miałem zbytnio sił na pedałowanie. Przypomniało mi się, że ostatni tydzień przed wyprawą biłem rekordy prędkości w dojeżdżaniu rowerem do pracy. Niby niedużo bo 20 km w jedną stronę, co daje 40 km dziennie. Ale za każdym razem pędziłem co tchu, ścigając się sam ze sobą no i najzwyczajniej w świecie przetrenowałem się. Dopiero jednodniowy odpoczynek w Olsztynie pozwolił mnie staremu, dojść do siebie i nieco zregenerować siły. Dlatego teraz jazda była dla mnie większą przyjemnością, niż na początku naszej wyprawy.

    Do Ostródy zajechaliśmy od północy, po drodze mijając Szeląg, przez który przejeżdżaliśmy parę lat temu, jadąc w 2008 roku do Starych Jabłonek. Zjechaliśmy na postój przy pięknym i nowoczesnym amfiteatrze i zaczęliśmy przeszukiwać internet w poszukiwaniu noclegu. Znaleźliśmy w Luizie, przy rondzie na ulicy Drwęckiej idealne miejsce dla rowerkowców. Na górze pokoje. Na dole jeszcze nie wykończona jadalnia, tak więc nasze rowery miały gdzie przenocować. Do Placu Tysiąclecia mieliśmy 100 m, a do zamku 200 m. Pokój trzyosobowy, choć powinien być dla dwóch ale za to nowiutki i czyściutki.

    Po wykonaniu procedury odświeżającej, ruszyliśmy do informacji turystycznej na Plac Tysiąclecia. A tam, młoda dziewczyna wyposażyła nas w mapkę i dodatkowo, po wypytaniu czego szukamy do jedzenia, poradziła byśmy udali się do takiej restauracji, o której za chwilę.

DSC00074

    Zamek jest niewielkich rozmiarów, ale za to historycznie obciążony. To właśnie z niego onegdaj zarządzał i dowodził sam Napoleon, czemu poświęcona jest tablica na wewnętrznych murach. Sam zamek jakby jeszcze w przebudowie ale widać, że od czasu do czasu jakoweś igrce się na nim dzieją. Potem, za namową pani z it, poszliśmy do restauracji Kresowej, przy Sienkiewicza. Jakie tam zjadłem pierogi!!! Mistrzostwo świata. Lepsze od tych robionych przeze mnie. Cała nasza trójka zamówiła co innego i każdy każdemu coś tam uszczknął. Ceny bardzo przystępne a smaczne tak, że nie chciało nam się przestać jeść!!!

    Najedliśmy się do wypęku. No to po takim posiłku-wysiłku, poszliśmy nad jezioro. Ania wspominała, że chętnie zapakowałaby rowery na statek i popłynęła kanałem do Elbląga. Kiedyś jechaliśmy rowerami wzdłuż kanału a teraz byłaby okazja popłynąć. Okazało się jednak, że od tego roku kanał Elbląski ze słynnymi pochylniami i śluzami został poddany rewitalizacji i statek płynie tylko z Ostródy do Miłomłyna. Ja się ucieszyłem, Ania nie a Paweł nie powiedział nic. Poszliśmy więc wzdłuż nabrzeża aż do wyciągu wodnego,

DSC00075

gdzie w najlepsze hulali wodni narciarze. Było na co popatrzeć. Jedni ślizgali się na wesoło, inni zawzięcie a inni dopiero próbowali. Sam wyciąg robił duże wrażenie swoja wielkością i prędkościami, jakie wyciskali narciarze. Wszystko można zobaczyć z ładnego i dużego molo.

2013-07-10 18.16.33

Gdy zaczęło się ściemniać, wróciliśmy do naszego pokoju na odpoczynek.

Nasza ocena:
–        pokój – 5 z minusem (trochę ciasno ale super lokalizacja)
–        sklep – 5 (50m)
–        obsługa – 5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s