12 czerwca 2022 roku.
Miastko – Węgorzynko – Kowalewice – Dretyń – Tursko – Darnowo – Ciecholub – Biesowice – Kępka – Kawka – Kruszka – Kępice – Obłęże – Barcino – Kuleszewo – Kończewo – Sierakowo Słupskie – Łosino – Słupsk.
Ślad etapu tutaj.
Animacja etapu tutaj.
Obudziliśmy się wyspani jak nigdy. Punktualnie, o umówionej jeszcze wczoraj godzinie, do naszego pokoju, uprzejmy właściciel wjechał ze śniadaniem. Składało się na nie wszystko, co potrzebne było rowerkowcom.
Rzadko bywa, żeby podczas jazdy wiało nam w plecy. Prognoza była jednak po naszej myśli i pierwsze kilometry też takie były. A potem wiatrowi się odwidziało i jak zwykle, zaczęło wiać w r… w twarz. I do tego wyjazd z Miastka był pod niezłą górkę.
Pomimo szosy nr 21 przyznaliśmy, że ruch aut był nie za duży, a nade wszystko bezpieczny. Było dużo lasu i cienia.
W Dretyniu zjechaliśmy z szosy nr 21 i bocznymi zmierzaliśmy do Kępic. I było nawet sporo z górki. Jednak wiatr się odwyrtnął i zmienił kierunek na taki bardziej dla wytrwałych. Stanęliśmy na mały odpoczynek nad rzeką Studnicą, przy starej, poniemieckiej elektrowni wodnej i przenosce dla kajaków.

Gdy zbieraliśmy się na rowery, Ania napomknęła, że coś ją swędzi na głowie. Zajrzałem pomiędzy włosy. I oto moim oczom ukazała się d..a kleszcza. Dokładnie tak! Łeb już miał pod skórą a jego odwłok skierowany był ku niebu tak, że tylne nogi wisiały w powietrzu. Pruł prostopadle do powierzchni. Trzeba było go z Ani wyciągnąć! I tak, przy pomocy tępej igły, spryskanej perfumem, zacząłem godzinną próbę odseparowania kleszcza w całości od głowy. W zależności od kąta dłubania igłą, raz po raz wyciekała z ukąszonego miejsca stróżka krwi. Niestety nie miałem pęsety, więc gdzieś tak po 40 minutach stwierdziłem, że urywam tyle ile się da, dezynfekujemy ranę i przyklejamy plaster. Wyrwałem tyle ile się dało. Reszta łba utonęła w wydłubanej przeze mnie niecce i wypełnionej sączącą się powoli krwią. Plaster i w drogę. Byłem niepocieszony. Chciałem jeszcze wstąpić do jakiejś apteki, ale w niedzielę nie było to możliwe. Zastanawialiśmy się potem skąd ten kleszcz się tam wziął. Doszliśmy do wniosku, że Ania złapała go dzień wcześniej, idąc na stronę do lasu. Potem kleszcz dotarł do hełmu rowerzysty i tam przeczekał noc albo udało mu się przetrwać we włosach wieczorną kąpiel i czesanie. Jednak wersja czekania w kasku była najbardziej prawdopodobna. Następnego dnia, kleszcz się doczekał i gdy ruszyliśmy w gorący dzień, zaczął fedrowanie. Wniosek: jeśli wchodzicie w las, nie tylko oglądajcie się dokładnie po kąpieli, ale sprawdźcie także kask!
Od tej pory jechało się nam tak jakoś średnio. Od miejscowości Kawka, jechaliśmy wzdłuż rzeki Wieprzy, na której postawiono elektrownie wodne, ale nie zajeżdżaliśmy. W Kępicach znaleźliśmy bar, który dopiero budził się do życia po wczorajszym weselu. Zgodzili się na przygotowanie czegokolwiek i to zjedliśmy. Nie pamiętam co to było ale potrzebny był nam odpoczynek i węglowodany. No i chwila wytchnienia od upału.
Szosa 208 doprowadziła nas do miejscowości Barcino. Tam wjechaliśmy na nowowybudowaną szosę, która przez Kuleszewo i Kończewo, doprowadziła nas do Łosina, gdzie znowu wjechaliśmy na szosę nr 21. Tym razem jednak obok szosy była ścieżka rowerowa. A na wschód od drogi rozciągały się piękne widoki na dolinę Słupii.

Centrum Słupska powitało nas małym bazarkiem i pysznymi czereśniami. Potem dojechaliśmy do naszego noclegu. Rowery stanęły pod schodami, tuż obok recepcji. My, po czynnościach czyszcząco-myjących i oględzinach głowy Ani, poszliśmy dosłownie obok na pizzę. Była pyszna. A do tego jeszcze dobre piwo!
A wieczorem wszystko mnie swędziało i ciągle powracał w myślach film ”8 pasażer Nostromo”…