10 czerwca 2022 r.
Charzykowy – Stary Młyn – Funka – Bachorze – Strużka – Małe Swornegacie – Styporc – Chociński Młyn – Wączos – Kokoszka – Swornegacie – Zbrzyca – Śluza – Laska – Widno – Lisewo – Polasek – Parzyn – Przymuszewo – Lendy – Sominy.
Link do przejechanej trasy na mapy.cz tutaj.
Widok etapu tutaj.
Nie ma to jak pyszne, proste śniadanie. Kiedyś, na polu namiotowym smakowało wybornie. Teraz w pokoju hotelowym, przy otwartym oknie, też niczego sobie, choć to nie to samo.
Wyjechaliśmy z Charzykowych wypoczęci i z naładowanymi bateriami. Ania ruszyła w trasę z nowym, bezprzewodowym licznikiem rowerowym. Stary był już mocno wyeksploatowany i lutowany, toteż nie było go nam szkoda. Tego dnia przyszło nam sprawdzić, dlaczego napotkani rowerkowcy byli tacy zadowoleni z tucholskich szlaków.
W nocy popadało i krople z drzew spadały nam na głowę, ale tylko na początku etapu. Trzeba przyznać, że ścieżka rowerowa do Swornegaci była pierwszego sortu. Wytyczona wzdłuż szosy, częściej w oddaleniu i między leśnymi drzewami. Nie była asfaltowa, jak w Niemczech, tylko z mocno ubitego szutru. Pomimo deszczu – twarda jak stół! Moim zdaniem, bardziej ekologiczna. Jechało się nam pierwszorzędnie.




Zaraz za Małymi Swornegaciami dojechaliśmy do zwodzonego mostu nad Brdą. Tak się złożyło, że mieliśmy przejazd. Nawet nie wiedziałem, że czasem można trafić na dwudziestominutową przerwę.

W Chocińskim Młynie warto odwiedzić Muzeum przyrodnicze Parku Narodowego „Bory Tucholskie”. Taki mały raj dla pasjonatów przyrody.
Dłuższą przerwę zrobiliśmy sobie w Swornegaciach. Upał się nasilał. Urzekły nas ławeczki nad brzegiem jeziora Karsińskiego, tuż przed mostem nad Brdą, a pobliski sklep zaopatrzył nas w drożdżówki. Te zjedzone nad brzegiem jeziora, z towarzyszącym poczuciem, że nic nie musisz a chcesz, smakowały przewybornie. A nawet prze, prze… Mieścina szykowała się na przyjazd turystów. Wystawiano sprzęt do pływania i rowery. Malowano ściany itp. Jeszcze było sennie i nietłoczno.
Między Swornymigaciami a Laską, wzdłuż rzeki Zbrzyca, czar o pięknych szlakach prysł. Piasek na drodze dawno wysechł i po deszczu nie było śladu. Ludzie budują domy wzdłuż tej drogi i rozjechana była na maksa. Tego odcinka nie polecamy no chyba, że macie opony 2.0 i szersze i jesteście bez sakw i na dodatek, lubicie pchać rower.
Od Laski znowu zaczęło się rowerowe eldorado. Na dodatek do oglądania Dąb Łokietka, obok którego stosunkowo niedawno postawiono sklep. Zaraz po spotkaniu znaczącej liczby kajakarzy bez kajaków, asfaltowa szosa o zerowym ruchu aut, zapach lasu i żadnego żywego człowieka zapewniły nam bardzo dobry relaks. W takim lesie też czasem trzeba przyhamować.

I tak dojechaliśmy do Parzyna, gdzie natknęliśmy się na szlak rowerowy imienia Anny Łajming, a potem do Przymuszewa. Choć na tabliczkach moją uwagę przykuły nazwy miejscowości a nie patron szlaku! Tak się złożyło, że kolega z wojska nosił hełm w takim rozmiarze, tylko nie pamiętam ile ich miał 😉. Oczywiście zdaję sobie sprawę z różnicy pisowni i znaczeń słów ale czasem i pośmiać się trzeba!

Wtedy też nie wiedzieliśmy, kto to była Anna Łajming i że ten szlak będzie nam towarzyszył, jeszcze raz dzisiaj i raz jutro. Od tamtej chwili, na szosie pojawiły się także auta.
Gdy dojechaliśmy do Somin, zakwaterowaliśmy się i od razu pojechaliśmy do sklepu. W miejscu noclegu mieliśmy zapewnione tylko śniadanie następnego dnia. I co się dzieje, gdy człowiek głodny i chodzi między półkami? Nakupi jedzenia jak dziki, a potem wozić nadwyżki trzeba ze sobą. Z musztardą włącznie!
Choć warunki zakwaterowania w drewnianym domku były poniżej norm (mrówki i pająki znacząco podbiły cenę!), to mieliśmy z werandy jeden z najładniejszych widoków na jezioro Dywańskie. Tu była kiedyś granica niemiecko-polska, a teraz mnóstwo wędkarzy i przede wszystkim mieliśmy ciszę.

Przyznajemy, że jest gdzie pojeździć rowerami po Borach Tucholskich, choć byliśmy tylko w ich części. Jakość tras mieści się w przedziale od wspaniałych do marnych. Przewaga borowych szlaków jednak tkwi w ich liczbie, która powoduje, że można zakotwiczyć w jednym miejscu, a tras nie zabraknie nawet przez pięć dni. Chyba tu jeszcze wrócimy… Polecamy!