Dzień 3. Gryfów Śląski – Cieplice. 43 km.

7 lipca 2021r.

Gryfów Śląski – Krzewie Wielkie – Lubomierz – Wojciechów – Maciejowiec – Pilchowice – Zapora Pilchowice – Przystanek kolejowy Zapora Pilchowice – Wleń – Siedlęcin – Jelenia Góra – Cieplice.


Link widokowy do przejechanej trasy.

Link do śladu gpx.


Minął czas nocy poślubnej i nowy dzień wstał bez słońca i powitał nas szarymi chmurami… Zgodnie jednak, z naszym planem wyprawy i tytułem filmowym, „Czasem słońce, czasem deszcz”, jechać trzeba było.   

Śniadanie zjedzone na świeżym powietrzu smakuje po dwakroć lepiej, niż między murami. Wyszło też na to, że takie śniadanie trzyma dłużej i daje moc w pedałowaniu pod górkę.

    Z Gryfowa ruszyliśmy na południe. Wypadło nam coś około jednego kilometra szosą nr 30. O rety! Nie było innej drogi i przekonywaliśmy siebie, że to tylko 1 km. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do dźwięku zmiany biegów w TIRze za moimi plecami. Zawsze włosy jeżą się na moich plecach. Choć pobocze było miejscami poszerzone, Ania jechała, tak na wszelki wypadek, jakieś 20 m przede mną. To taki nasz wypracowany przez lata system bezpieczeństwa.

    Zjechaliśmy w wąską szosę do Krzewia i zaraz zrobiło się lżej, nie tylko na duchu ale i w nogach. Szosa ostro opadała w dół.

– Jak jest z górki, będzie i pod górkę – podsumowałem do Ani.

– Ojej – jęknęła – To już teraz mają być góry? Nie widzę.

– Jeszcze nie! Za chwilę będzie rozgrzewka! – krzyknąłem i zacząłem lekko hamować. Wąska szosa ocierająca się o rogi budynków nie sprzyjała beztroskiemu, szybkiemu zjazdowi w dół. Tak się zapatrzyłem, że minąłem wjazd na „Drogę przyjazną rowerzystom”, jak to ma w zwyczaju opisywać Google Maps. Dojechaliśmy znowu do szosy nr 30 i musieliśmy zawrócić. Teraz już trafiliśmy na drogę zaznaczoną w nawigacji zielonymi kropkami. Skończył się asfalt i zaczął się podjazd po kamienistej drodze polnej. To była nasza rozgrzewka! Zacząłem kląć. Najpierw w duchu, a potem na głos. Ania chyba klęła pod nosem, bo nic nie słyszałem. A kląłem, gdyż pojawiły się na drodze trawa i wielkie, podeszczowe kałuże. Wysoka trawa stawiała opór naszym przednim sakwom, a kałuże spowalniały jazdę. Dość często nie szło ich ominąć ani przejechać i trzeba było wchodzić na pola. Sam koniec tej drogi okazał się całkowicie zarośnięty młodymi drzewami i do szosy na Lubomierz musieliśmy pojechać polem, a nie tak, jak pokazywały zielone kropki w Google Maps! Dawno nie natknąłem się na tak „przyjazną” drogę!!!

    Jako fani trylogii o Kargulach i Pawlakach, chcieliśmy odwiedzić plan filmowy w Lubomierzu, gdzie nakręcono trochę zdjęć. Spotkaliśmy nawet na miejscu kota, który łasił się do nas przy tablicy informacyjnej. Ciekawe, czy był to potomek kota z centralnej Polski? Jedno jest pewne, nasze rowery nie miały z Niemcami nic wspólnego.

    Rynek w Lubomierzu powitał nas już po odrestaurowaniu. Uliczka z arkadami istnieje w dalszym ciągu lecz na żywo jest teraz o wiele piękniejsza. I to w kolorze!

    W Wojciechowie warto zatrzymać się przy kamiennym krzyżu. Niby nic takiego, bo krzyż bardzo stary ale ktoś kradł go i się odnajdywał. I tak co najmniej dwa razy! Także w Wojciechowie nie daliśmy się przekonać mapom z Google’a na drogę przyjazną rowerzystom do Radomic, a pojechaliśmy za to szosą do Maciejowca. Po skręcie w lewo ukazała się naszym oczom góra. Potem okazało się, że widzieliśmy tylko niewielką jej część. Zaczął się ostry podjazd. Z przeciwnej strony wyminęły nas dwie kobiety na rowerach. Krótki postój i wymiana informacji. W końcu powiedziały nam, że jedziemy w dobrym kierunku, bo będziemy mieć więcej z górki, niż pod górkę. I to tak podziałało na Anię, że resztę góry pokonała przede mną!

    W Maciejowcu znowu spotkała nas krótka, ale za to bardzo stroma góra. Zatrzymaliśmy się więc na mały popas, w parku pomiędzy ogrodzonym pałacem a dworem obronnym. W przeszłości mieszkał tu niemiecki generał – zamachowiec. Dybał na życie Hitlera, jednak jego plan się nie powiódł. Summ summarum majątek został mu jednak skonfiskowany, po tym jak ustalono kto i gdzie dybał na Hitlera.

    Byłem tak święcie przekonany, że teraz już będzie tylko z górki, że nieświadomie skłamałem.

– No, od teraz do mostu w Pilchowicach i zapory tylko z górki, potem płasko wzdłuż Bobru do samej Jeleniej Góry! – Aż sam uwierzyłem w moje własne słowa…

    Niebo robiło się coraz bardziej ciemne. Ruszyliśmy do Pilchowic. Tak coś ze 2 km w dół bez pedałowania. Piękne widoki i pod koniec zjazdu pokręcone serpentyny. Przejechaliśmy przez most nad Bobrem

i jak mniemałem, mieliśmy letko dojechać do zapory. Zrazu szosa, choć lekko dziurawa, wiodła nad brzegiem odnogi Bobru. Gdy tylko wjechaliśmy do lasu, szosa jakby wypaliła w górę. Podjazd nie był łatwy.

– Było z górki, będzie i pod górkę – mruczałem pod nosem. Gdy dojechałem na wysokość zapory, po zjedzonej drożdżówce nie było śladu. Chcieliśmy coś zjeść przy zaporze, ale wszystkie lokale były zamknione.

    Widok z korony pilchowickiej zapory w obie strony był przecudny. Z jednej strony wielkie zabudowania elektrowni, które wyglądają jak miniaturki, z drugiej ogrom wody. No i te schody olbrzyma! Tak nazywam betonowe stopnie, zbudowane na wypadek przelewania się wody przez zaporę górą.

    Ruszyliśmy w stronę tunelu kolejowego, ale nie weszliśmy do niego. Stanęliśmy za to na nieczynnym przystanku kolejowym Pilchowice Zapora.

Stąd rozciąga się piękny widok na Bóbr, który płynie na północ i wręcz zawraca na południe, wprost na zaporę. Dopiera stamtąd widać ogrom tej hydrbudowli, choć podejrzewam, że u stóp zapory widok byłby jeszcze bardziej monumentalny.

    Zaczęło padać. Postanowiliśmy poczekać na przystanku kolejowym. Gdy deszcz zamienił się w deszczyk, ruszyliśmy do nieczynnego mostu kolejowego, który nie został wysadzony przez hollywoodzką produkcję, a miał być. Tak więc stanęliśmy przed tym mostem, którego miało nie być, a był. I co? Ano niszczeje. Zagrodzony z informacją, by nie chodzić po nim bo grozi śmiercią. I taka mnie refleksja naszła. Ocalili most, żeby do cna zniszczał? No chyba, że plan mają jakiś szczytny? Dowiemy się za parę lat.

    Jadąc od mostu do Wlenia, trudno nie zauważyć po prawej stronie wielkiego dębu. Wyczytałem, że dąb ma imię Zygmunt i ma coś tak z 500 lat. Po naszemu Zyga! Niestety, jeszcze padało i dlatego postanowiliśmy jechać dalej.

   Gdy tylko dojechaliśmy do Bobru w Siedlęcinie, od razu zauważyliśmy starą wieżę. Zwą ją Rycerską albo Książęcą. Jest nawet gdzie przystanąć rowerem. Chcieliśmy także coś niecoś przekąsić, ale nie dało się. Nawet gościniec był zakietowany. Po raz kolejny przekroczyliśmy Bóbr i po raz kolejny zaczęliśmy się wspinać.

– A miało być tak płasko! – krzyknęła Ania i nie omieszkała dodać z przekąsem – Będziemy jechać wzdłuż Bobru, to musi być płasko – cytowała mnie z wyrzutem.

– Na mapie było płasko! – broniłem się – Było z górki, to będzie i pod!

    Szczerze mówiąc sam się nie spodziewałem tak stromych podjazdów. Najważniejsze, że przestało padać, szosa była akurat, jak na rowerowe podróże i prawie zero aut. Tak dojechaliśmy do kolejnego, małego stopnia wodnego i elektrowni. I nagle nam przyszło jechać jednym z najbardziej malowniczych odcinków w Polsce. Było jak w bajce. Aż się zastanowiłem, czy przypadkiem nie przeleci jakaś Baba Jaga na miotle albo jakowyś książe na koniu. A najbardziej zaskoczyła mnie nagła zmiana krajobrazu. To było tak, jakbyś teleportował się do innego świata. Nagle!

    Tak dojechaliśmy do gościńca, gdzie samochody nie miały już gdzie zaparkować, a kolejka po jadło liczyła z 10 osób. Stoły na zewnątrz były mokre po ostatnim deszczu, a parasole złożone, więc wszyscy tłoczyli się wewnątrz. Zajrzałem do środka lokalu i  nie było gdzie usiąść. Wróciłem do mokrych stołów i zacząłem zgarniać z niego wodę, używając moich rękawiczek rowerowych. Ulitowała się młoda pani z obsługi i przyniosła mi ręczniki papierowe.

– Proszę – powiedziała i poszła do środka. Zamurowało mnie. Widocznie nie zobaczyła w nas posiadaczy Rolls-Royce’a i należało nas tak potraktować. Postanowiłem, że zjemy na zewnątrz. I tak siedzimy, i tak czekamy, aż tu podjeżdża ekipa filmowa z Panem Tomaszem Bednarkiem. Zapewne kręcili kolejny odcinek „Zakochaj się w Polsce”. Wokół nich kręcił się człowiek, któremu zależało by ekipa czuła się zaopiekowana. No i lunęło deszczem. Uciekliśmy do środka, a tam pełno ludzi przy stołach, bo pora akurat obiadowa była. O dziwo jeden, bardzo duży stół, był pusty. Okazało się, że został zarezerwowany na… jutro!?! Tymczasem deszcz zagnał wszystkich do środka i zrobiło się nerwowo. Usiąść nie było gdzie. Minęło sporo czasu, nim załoga zdecydowała się udostępnić pusty stół dla gości. Powiem szczerze, już nigdy więcej tam nie zajadę. Gdy doniesiono nam nasze: żurek i flaki. okazało się, że zupy chyba uprzednio zmieszano ze sobą i rozlano do naszych talerzy. To właśnie tam zjedliśmy najohydniejsze zupy w życiu.

    Wyjazd z tego miejsca nie był łatwy. Ścieżka pieszo-rowerowa na zboczu góry była bardzo wąska, oporęczowana i z metalowymi kładkami, no i mokra od deszczu. W sumie to i atrakcja, bo wrażenia będą niezapomniane. Minęliśmy kolejną elektrownię wodną  i Aleją Krzywoustego dojechaliśmy do Jeleniej Góry. Nie wjeżdżaliśmy do centrum. Byliśmy tam już parę razy, choć nigdy na rowerze. Postanowiliśmy pojechać prosto do Cieplic, wykąpać się i uderzyć w miasto. Niestety, nasz nocleg był jeszcze zamknięty i nikt nie odpowiadał na telefony. Więc wrzuciliśmy wsteczny i tak trafiliśmy na Plac Piastowski w Cieplicach i na długo wyczekiwany, dobry posiłek.

W miejscowej informacji turystycznej zasięgnąłem języka, czy jutro, na przełęcz Kowarską, da się dojechać inną drogą niż 367. Otrzymałem potwierdzenie, że da się, ale wysiłek energetyczny będzie zbyt duży. Zatem jutro prawdziwe góry z autami! Przejechaliśmy także rowerem Park Zdrojowy i powtórnie zajechaliśmy do naszego miejsca noclegowego. Tym razem był otwarty. Z naszego pokoju rozpościerał się przepiękny widok na Zachełmie i wyżej na Karkonoski Park Narodowy. Nawet widać było zamek Chojnik. To miejsce było zdecydowanie przyjazne rowerzystom.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s