Gdynia – Hel – Gdynia. 84 km.

6 sierpnia 2020 r.

Gdynia – Rewa – Moście Błota – Osłonino – Rzucewo – Błądzikowo – Puck – Kaczy Fyrtel – Swarzewo – Władysławowo – Chałupy – Kuźnica – Jastarnia – Jurata – Hel Gdynia.

Bike road to Hel(l) oraz jak poradzić sobie z rowerowym problemem w pociągu.

Zapis naszego rowerowego śladu.

Polska z góry – warto zobaczyć. (jeszcze w edycji)

Ale się porobiło!!! Jeszcze na początku tego roku powoli planowaliśmy naszą zamykającą Wielkie Koło wyprawę. A potem ogłoszono pandemię. Nie, żebyśmy się mocno przestraszyli, ale wystarczająco, żeby ją odłożyć. No i na dokładkę… przeprowadziliśmy się. Na północ. Teraz będzie dalej, by zamknąć Wielkie Koło. Na dodatek, znowu przesiadłem się na mojego starego, stalowego Krossa, na 26 calowych kółkach, żartobliwie nazywanym „Bobikiem”. Ten większy rower należy do Pawła, zatem pozostał przy nim.

Nogi jednak same domagają się kręcenia, a rowerkowanie podczas snu się nie liczy. Rowery po prostu jęczały w piwnicy tak głośno, że w końcu trzeba było je dosiąść. I to od razu, bez uprzedzenia i bez adaptacji tyłka do siodełka.

Padło na Władysławowo. A gdyby sił jeszcze starczało, to może dalej na wschód. Przecież tam musiała być jakaś cywilizacja!

Ruszyliśmy z rana i choć było już zbyt ciepło, to wiaterek dawał nadzieję na przyjemne rowerkowanie. Tym razem jednak każde z nas miało tylko po jednej sakwie. Taki lajcik… A tak naprawdę, parę dni wcześniej na osiedlu pojawiło się ogłoszenie, że w tym dniu, od g. 0800 do 1200 miało nie być wody. No to co? Jeszcze przed g. 0900 wsiedliśmy na rowery!

Z Gdyni do Rewy nie da się dojechać omijając asfalt, ale od Rewy, słabo oznaczonym szlakiem da się jechać pośród pól i lasów. Nawierzchnia zmienna, super bardzo dobra dla rowerów, czyli od płyt betonowych, szutru, płyt jumbo, asfaltu równego jak stół lub tak dziurawego i połatanego, że jazda wcale nie była przyjemna, do kostki brukowej. W Moście Błotach zamiast pojechać na północ, skręciliśmy na zachód i nadłożyliśmy drogi. Dlaczego? Brak znaków. Gdy wjechaliśmy na betonkę do Mrzezina, postanowiłem powrócić do sprawdzonego sposobu nawigacji, czyli kierunków świata, słońca i mapy. Od tamtej chwili szło już bezbłędnie. Wróciliśmy do mostku nad kanałem Łyski.

Potem mały odpoczynek w Osłoninie i popękanym asfaltem do zamku w Rzucewie.

Trzeba przyznać, że od roku 2013, kiedy jechaliśmy tym samym szlakiem, liczba rowerzystów co najmniej się potroiła. Czasem całe tabuny rowerkują w te i we wte, a czasem nawet z boku!

W Rzucewie czas na zdjęcie i ruszyliśmy dalej za znakami. Niestety, spotkaliśmy rodzinę, której facet poinformował nas, że znaki są źle ustawione i ścieżka doprowadzi nas tylko do plaży. Posłuchaliśmy go i wybraliśmy nowiuśki asfalt, omijając osadę łowców fok i rekonstrukcję chaty słupowej. Szkoda… A mama zawsze mówiła „Nie słuchaj obcych”. W tym przypadku miała rację.

Do Pucka dojechaliśmy już oznakowaną ścieżką EuroVelo czy R10, która wiodła nas nad samą zatoką. Tłumy turystów nie przeszkadzały nam rowerzystom. Nasza ścieżka, nie kolidowała z pieszymi na tyle, by chcieć omijać tę trasę. Piękne widoki i jest się gdzie zatrzymać.

Zaraz za Puckiem wjechaliśmy w łąki i dojechaliśmy do Kaczego Winkla czy fyrtla. To jest miejsce, gdzie zatrzymać się należy, choćby po to by popatrzeć na zatokę i ptaki, których było tam zawsze zatrzęsienie.

Do Swarzewa dojechaliśmy przyjemną ścieżką. Jednak między Swarzewem a Władysławowem, choć ścieżka rowerowa była bez zarzutu, to samochody jadące szutrem obok wzniecały tyle kurzu, że robiło się nieprzyjemnie. Aut było tyle, że my rowerkowcy poruszaliśmy się szybciej niż one w korku.

No i dobiliśmy do Władysławowa. Chyba raczej Mekki! Nie naszej, ale reszty już tak! Zatrzymaliśmy się na posiłek i podjęcie strategicznej decyzji. Czy damy radę na Hel, czy pokręcimy się po okolicy i wracamy do Gdyni? Po zjedzeniu rybki dopadła nas typowa przypadłość do sjesty… Zwyciężyła jednak nasza chęć do rowerkowania i przypuściliśmy atak na Hel. Drugi raz w życiu. Ruszyliśmy.

Dojechawszy do Chałup, uświadomiliśmy sobie, że odcinek od Swarzewa do Chałup to najsłabszy odcinek dla rowerkowców. Za dużo ludzi przeszkadza w jeździe. Dopiero potem można się oddać przyjemności rowerkowania. Aż do Juraty. Tam niestety lepiej zsiąść z roweru i go przeprowadzić. Tyłek odpocznie, a i bezpieczniej było dla wszystkich, a szczególnie dla nas.

Zdecydowanie najładniejszy i najlepszy odcinek rowerkowania był między Juratą a Helem. W porównaniu z 2013 rokiem, pojawiła się leśna, rozdzielna z jezdnią ścieżka, z doskonale utwardzonym szutrem, chyba bez płaskiego odcinka. Non stop w górę i w dół. Las, jagody i pełna przyjemność z rowerkowania.

Minąwszy stare biuro przepustek, osiągnęliśmy nasz cel. Hel, początek lub jak kto woli, koniec Polski został zdobyty. Teraz każdy mógł robić co chciał, wszak zwycięzców nikt nie sądzi!

Na dworzec kolejowy wpadliśmy w ostatniej chwili. Z helu do Gdyni i odwrotnie kursują pociągi PolRegio, ze specjalnym wagonem dla rowerów. Stary wagon, pozbawiony niemal wszystkich siedzeń i z zamontowanymi wieszakami rowerowymi, był prawie pusty. Ponieważ wpadliśmy do czerwonego pociągu w ostatniej chwili, bilety postanowiliśmy kupić u konduktora. Pociąg ruszył. Przyszła Pani Konduktor i zostaliśmy wciągnięci w barejowską rzeczywistość. Oto konduktor poinformowała nas, że może nam sprzedać bilety, ale nie naszym rowerom, ponieważ zgodnie z decyzją naczelnika PolRegio, z któregoś tam lipca br., konduktor nie posiada możliwości wydrukowania rowerowego biletu ze swojej czarodziejskiej, elektronicznej skrzyneczki. W związku z powyższym, albo wysiądziemy z pociągu i kupimy bilety na następny pociąg i na rowery na stacji, albo zapłacimy karę za przewóz roweru bez opłaty. Nadmieniam, że cena biletu na rower to 3 złote, bez względu na odległość. Noż carrramba mać!!! Pani konduktor się uśmiecha i my też. Wszak Bareja wiecznie żywy! Sytuacja, dzięki jakiemuś tam naczelnikowi, bardzo niekomfortowa. I wtedy mnie olśniło!!! Zapytałem Pani konduktor, czy mogę nabyć bilety na rower poprzez aplikację. Odrzekła, że nie widzi przeszkód i sama była ciekawa jak to zrobię. I teraz uwaga, podaję sposób na poradzenie sobie z tym nieżyciowym przepisem. I nie jest to reklama aplikacji S…cash, i ciągle musimy liczyć na pobłażliwość konduktora za przewóz roweru bez opłaty, zanim go nie nabędziemy. Co trzeba zrobić? Ponieważ poprzez aplikację nie kupimy biletów na pociąg, który odjeżdża za mniej niż 5 minut, wybieramy stację, z której nasz jadący pociąg odjedzie za więcej niż za 5 minut. Wybieramy liczbę osób, następnie wybieramy zniżkę 95% dla przewodnika kombatanta i kupujemy bilety. 6 zł zapłacimy za 2 rowery i jakieś 70 gr za dwa bilety dla 2 osób. Te 70 gr to niewielka strata. Niestety na zniżkę 100% nie da się dokupić biletów na rowery. Pani konduktor była zaskoczona. Potem co stację, gdy wsiadał rowerzysta, słyszeliśmy tekst „Zgodnie z decyzją naczelnika…”. Pozdrawiamy Panią Konduktor. Wszak niczemu winna nie była. Była za to fajną kobitką, z którą mogliśmy zamienić parę słów no i dowiedzieć się o wyczynach turystów. Kopalnia wiedzy dla kabareciarzy i standuperów.

Gdynia Główna powitała nas już nie gorącem, a przyjemnym powietrzem. Jeszcze 7 km pedałowania i ostatnie wyzwanie: 1000 m podjazdu, pod który nie każdy podjeżdża. My tak.

Wyszło 84 km. Odżyły w nas wspomnienia z minionych wypraw i ciągle jesteśmy mocni.

Do zobaczenia na szlaku.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s