Dzień 3. Mielno – Darłówko 42 km.

9 lipca 2009 r.

Mielno – Unieście – Łazy – Iwięcino – Bielkowo – Dąbki – Bobolin – Darłówek

„Drogą dla miejscowych”.

    I znowu upał od samego rana. Za to z niesamowicie silnym wiatrem, który na jeziorze Jamno popędzał zgrzywiałe i spore fale. Na szczęście dla nas, gnał je na wschód.

    Śniadanie zakupione w sklepie po drugiej stronie drogi, zjedliśmy przy namiocie i ruszyliśmy dalej, w kierunku na ruskich.

DSC05164

W Unieściu przejechaliśmy przez dawną jednostkę wojskową, z której do dzisiaj pozostały tylko większe budynki i jeden mały, drewniany, dawniej sztabowy budyneczek.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Parę zdjęć i ładną trasą wzdłuż jezdni pojechaliśmy do kanału. Tym razem woda delikatnie wylewała się z Jamna do morza, a za plecami można było dostrzec Koszalin.

DSC05173

DSC05176

W Łazach wiatr był tak silny, że gdybyśmy mieli jechać pod wiatr, to pewnie tego dnia nie zrobilibyśmy więcej niż 20 km!!! Co prawda do Osiek musieliśmy jechać na południe ale przy bocznym wietrze też dało się jechać. Za to od Osiek było już równo z wiatrem!

DSC05178

Przed Iwęcinem, w Rzepkowie zauważyliśmy chmurę deszczową, która wyraźnie nas doganiała. Zajechaliśmy do sklepu. Ledwo okryłem rowery i lunęło jak z cebra. Po 10 minutach było już po deszczu. Czekając w sklepie wywiązała się rozmowa z innym lokalnym rowerkowcem, który przyłączył się do nas i razem dojechaliśmy do Dąbek. Tam zawrócił z powrotem do Mielna, gdzie zostawił samochód. A podróżował małym aluminiowym składaczkiem z trzema przełożeniami w tylnej piaście. Taki ostatni hicior. I muszę przyznać, że czasami jego prędkość mnie zdumiewała. Raz nawet pęd powietrza spowodował, że jego właściciel zgubił czapkę, a jechaliśmy przecież z wiatrem!!! Idealny wręcz rowerek do przewożenia nawet maluchem i na niedalekie przejażdżki.

    Oczywiście po drodze w Bielkowie zgubiliśmy R10. Oznakowanie chyba celowo było zrobione tak jak w dawnej zabawie w podchody. Nam się nie udało, więc do Dąbek dojechaliśmy szosą. Od Dąbek dalej jechaliśmy szosą. Potem, zasięgnąwszy języka, za Żukowem Morskim skręciliśmy w taką drogę, w którą nigdy byśmy nie skręcili, gdyby nie zapewnienia tamtejszych gospodarzy, że zaraz będzie ładna. No i rzeczywiście. Do Darłówka dojechaliśmy w ciszy i spokoju po drodze z płyt jumbo.

DSC05181

    W Darłówku przeprowadziliśmy rowery na wschodni brzeg i po rozpoznaniu zamieszkaliśmy w Campingu. Potem oczywiście upolowałem cosik do jedzenia. I tak trafiliśmy do Klubu Plaza i do ich baru śpiewających kelnerów. Otóż kelnerzy oprócz tego, że parają się roznoszeniem potraw, w międzyczasie śpiewają, umilając czas gościom. Dziewczyny, chłopaki, solo i w duetach jednorodnych lub mixtowych, śpiewają wywoływani przez DJ!!! Śpiewają, chodząc wokół baru usytuowanego w samym centrum tej wielkiej, zadaszonej i ładnie zaaranżowanej przestrzeni, ale także chodzą między stolikami i potrafią zaśpiewać wprost do Ciebie!!! I bardzo nam się to podobało. Jeszcze nigdy tak długo nie jedliśmy posiłku. A jakie mają tam ciasta!!! Palce lizać.

    Oczywiście potem przeszliśmy cały Darłówek i obowiązkowo zagrałem z Pawłem w cymbergaja.

DSC05194

    Na polu namiotowym zauważyliśmy chłopaka z dziewczyną podróżujących rowerami. Mieli osobliwy sposób nocowania z rowerami położonymi w przedsionku namiotu. A ponieważ były to rowery 28-calowe, to za każdym razem musieli zapewne zdejmować przednie koła. W sumie na tym polu nie było za bardzo miejsca lub drzewa, do którego można by przypiąć rowery na noc. Pamiętam też, że podczas pierwszej naszej podróży, w 2003 roku też tak zrobiliśmy. Ale było to na dzikim polu namiotowym. Teraz, zapewniam wszystkich, nie warto się tak męczyć.

Ocena pola (skala od 1 do 6)
– teren pola i cena – 4 (35,5 zł)
– jakość toalet – 3 (0zł)
– obsługa – 4
– 200 m do sklepów.

Dodaj komentarz