Dzień 3. Elbląg – Wilamowo. 56,1 km.

16 lipca 2008 r.

Elbląg – Komorowo Żuławskie – Dłużyna – Klepa – wzdłuż Kanału Elbląskiego – Karczowizna – Pochylnia Jelenie – Pochylnia Oleśnica – Pochylnia Kąty – Drulity – Dargowo – Sambród – Małdyty – Wilamowo.

„Ale Kanał”

    Po prowiant na pierwszy posiłek poszedłem do pobliskiego sklepu spożywczego. Śniadanie zjedliśmy na polu namiotowym w promykach gorącego już słoneczka. Potem pakowanko

DSC03176

i pojechaliśmy do centrum miasta, do sklepu rowerowego, kupić dętkę. Gdy skierowaliśmy się już na właściwą drogę, 7-kę w stronę Warszawy, powitała nas ścieżka rowerowa. Było całkiem fajnie do czasu, kiedy nieco się, aczkolwiek przelotnie, rozpadało. Przeczekaliśmy w jakimś markecie.

    Na wielkim, rozbudowanym skrzyżowaniu z estakadami dróg 22 i 7, krążyliśmy jak tiry. Tak jakby nikt nie myślał o rowerzystach. Prawdą też jest, że nieco się pogubiłem i trzeźwe spojrzenie Ani uchroniło nas przed dodatkowym kilometrem!

    Na krajowej 7-ce na odcinku Elbląg – Komorowo było poszerzone pobocze. Dzięki temu można całkiem bezpiecznie podróżować. Zawsze jednak w zakamarkach umysłu czai się myśl, że oto jeden z kierowców postanowi wyprzedzać na chama i wtedy zawsze przegra najsłabszy, czyli rowerzysta. Trafiliśmy też właśnie tam takie miejsce, z którego rozciąga się przepiękny widok na jezioro Drużno i jego rozlewiska.

    W Komorowie skręciliśmy na południe, w asfaltową drogę o bardzo małym natężeniu ruchu, aż do mostu nad Kanałem Elbląskim. Co prawda, podczas układania planów wyprawy, w pierwowzorze mieliśmy popłynąć statkiem, aż do Pochylni Buczyniec. Jednak czas, który spędzilibyśmy na statku (0800-1400) był za długi i nie do przyjęcia! Za wcześnie wstawać i za późno wysiadać. Woleliśmy popedałować. Nad Kanałem Elbląskim w Klepie jest most. Z mostu, od północnej strony kanału widać drogę. Drogę z płyt jumbo!!!

    Paweł naprawdę ucieszył się bardzo… Jednak po jakimś kilometrze pojawił się szuter o bardzo dobrze utrzymanej nawierzchni. Tak więc jechaliśmy wzdłuż Kanału, czekając kiedy naszym oczom ukaże się pierwsza pochylnia. Droga jednak nie doprowadziła nas do Pochylni Całuny Nowe. Skręciła przez most na Kanale w prawo i dojechaliśmy do drogi nr 516. Tą drogą znów dojechaliśmy do Kanału i naszym oczom ukazał się przepiękny widok pochylni Całuny Nowe za nami i Jelenie przed nami. Droga znów wiodła po północnej stronie kanału. Na parkingu przy moście stały niemieckie autokary, a pielgrzymki starszych ludzi widoczne były na całym wzniesieniu do pochylni Jelenie. Od razu rzucił się w oczy widok dużego, pomalowanego na niebiesko koła osadzonego w poprzek kanału, które zmieniało o 180 stopni kierunek liny napędzającej wózki. Solidna, niemiecka robota.

DSC03185

    Ruszyliśmy z Pawłem całkiem ochoczo, bowiem akurat na górę, wciągany był stateczek wycieczkowy. Zbocze było całkiem długie i o dużym nachyleniu, także zanim dojechałem na górę, nieco się spociłem. Obejrzałem się i moim oczom ukazał się chyba najpiękniejszy widok na całym kanale.

DSC03186

     Dalej droga biegnie wzdłuż kanału. Po drodze wyprzedziliśmy stateczek, na który poczekaliśmy przy następnej pochylni Oleśnica.

DSC03194.JPG

Udało nam się zobaczyć cały proces wpływania na wózek, mocowania i wyciągania pod górę.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

    I tym razem również udało mi się podjechać pod górę. Na górze można coś niecoś zjeść. Jednak my pognaliśmy drogą wzdłuż kanału, tym razem po południowej stronie. Przejechaliśmy drogę 526 w poprzek, potem znowu droga przerzuciła nas mostem na północną stronę kanału i do pochylni Kąty, wjechaliśmy pod niezbyt stromym podjeździe. Znów autokary i pełno starszych, pogodnie uśmiechających się Niemców. Ostatnie zdjęcia i do drogi nr 526. Na szczycie góry, na wysokości pochylni Buczyniec, zatrzymaliśmy się na odpoczynek. Minęło nas dwóch „wiekowych” Niemców na rowerach. Cosik rzekli w swoim narzeczu ale nie wiedzieliśmy co, więc odrzekliśmy tylko po naszemu cześć.

    Gdy wjechaliśmy na podrzędną asfaltówkę 65-tej kolejności odśnieżania, uderzyła nas zadziwiająca ilość bocianów. To dziwne ale w samym Sambrodzie było ich ponad 20!!! Oj ludzie, ludzie, nie macie umiaru…

     W Małdytach nawet nie było gdzie zjeść. Był tylko piwny bar. Pojechaliśmy więc w stronę 7-ki. Tuż za mostem nad kanałem, zobaczyliśmy Zajazd pod Kłobukiem. Bardzo miłe miejsce. Jest gdzie zostawić rower i można zjeść na zewnątrz. Zajazd pierwsza klasa. Może trochę za blisko 7-ki i czasem trochę głośno ale można rozmawiać nawet ściszonym głosem. Miejsce ze wszech miar polecamy.

    Od Kłobuka do Wilamowa został rzut beretem. Co prawda droga 519 nie była płaska i nawet jeden kierowca tira postanowił nie hamować przed Pawłem. Paweł jednak wykazał się rozwagą dorosłego i sam przewidział, że tak będzie i zjechał na pobocze, zadowolony sam z siebie. Na pohybel głupkowatym kierowcom TIR-ów!!!

    We wsi Wilamowo, w jedynym centrum spożywczo – przemysłowym, zakupiliśmy tylko najpotrzebniejsze produkty i pojechaliśmy szukać pola namiotowego. Po około 1km naszym oczom ukazało się całkiem miłe pole, z mnóstwem Romów i wolnym miejscem do rozbicia przy barze. Bar serwował piwo i gorące dania do godz. 2200. Rozbiliśmy się raz – dwa. Zawitała do nas właścicielka i chwilę rozmawialiśmy. Zaciekawiona naszym sposobem podróżowania, pytała o to jak daleko jeździmy, gdzie śpimy itd. Powiedziała nam też, że dzisiaj rano wyjechała też taka rodzina na rowerach z wózkiem. Tak więc „Deustche Skrzynka Team” wciąż wyprzedzał nas o jeden dzień!!!

    Poszliśmy się wykąpać. I tu naszym oczom ukazało się pomysłowe rozwiązanie właścicieli, jak kasować 2 złotówki za prysznic. Oto na ścianie wisiał stary, wrzutowy aparat telefoniczny na dwuzłotówki. Brakowało tylko słuchawki. Wrzucało się „dwójkę” i przepływowy podgrzewacz do wody, czerwoną diodą oznajmiał, że ma już zasilanie i podgrzewa wodę. Pomysł jak ta lala, tylko mnie jakoś dzwonić się chciało do kotłowni, albo jeszcze gdzieś…

DSC03211

     Po „wodnych rozmowach” każdy czekał na noc jak chciał. Spacer, czytanie, zerkanie na Romów i śledzenie nawodnego ruchu kanałowego. Trzeba przyznać, że tabor romski ściąga wzrok wszystkich. Najszła noc i zawinęliśmy się do namiotu. W tym urokliwym zakątku nie spało się jednak nam tak całkiem kolorowo. Słychać było przedmłodzież romską i ich nachalne i głośne, jak na porę nocną, rozmowy przy piwie. Szybko jednak ucichło. W nocy trochę popadało i zrobiło się tak… mazurowo czy mazurzyście. Sam nie wiem…

     Oceny pola namiotowego (od 1 do 6):
– teren pola i cena – 4 (13 zł)
– jakość toalet – 3 (0 zł, prysznic 2 zł)
– obsługa – 4 plus 1 za przaśność męża właścicielki = 5
– 1 km do sklepu

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s