14 lipca 2007
Podzamcze – Pilica – Smoleń – Wolbrom – Chełm – Trzyciąż – Wielmoża – Pieskowa Skała – Ojców
Śniadanie zjedliśmy w Karczmie Jurajskiej przy głównym placyku.
Kelnerka podała nam śniadania w stroju regionalnym i zasmakowało nam niemożebnie. Paweł jednak miał „ósmy dzień” czyli nastrój pod psem i nie chciało mu się jechać. Gotów był zostać sam i użalać się nad sobą do końca dnia. Po perswazji zdecydował się jednak nam towarzyszyć i zapedałował między nami, szlakiem Orlich Gniazd.
W drodze główną szosą do Pilicy wyprzedziło nas trzech facetów. Dwóch, dosyć posuniętych w latach, na góralach i jeden młody, w stroju CCC, na szosówce. Gdy wjechaliśmy na „główny dworzec rowerowy” w Pilicy, czyli stara studnia na przeogromnym rynku, gdzie zbierali się wszyscy rowerzyści, spotkaliśmy rzeczonych wcześniej facetów.
Najstarszy z nich, który przedstawił się jako Juliusz (miał łydki jak Szozda) i przedstawił nam swojego syna (CCC) i kolegę, strzelając słowami jak z karabinu maszynowego co zdradzało jego wielką witalność, natychmiast zaznajomił się z nami. Szybko wymienialiśmy nasze uwagi z tras rowerowych i numery komórek. Juliusz był zachwycony Pawłem, że wypuszcza się z rodzicami w takie rowerowanie po Polsce. Nie szczędził mu praktycznych rad i wietrzył rosnącą kondycję Pawła dzięki pedałowaniu. Paweł oczywiście poczuł się dowartościowany i „ósmy dzień” gdzieś tam wywrócił się do najbliższego rowu. Juliusz próbował też podnieść mój rower i nie mógł dać rady. No cóż. miał wtedy już 65 lat to i miał prawo.
Z Pilicy ruszyliśmy na południe, główną szosą do miejscowości Wolbrom. Zaraz za Pilicą rozpoczął się potężny podjazd. Zresztą od tego dnia, ze względu na zbliżające się góry, postanowiliśmy poasfaltować ile się da i unikać szutrów. Podążając powoli pod górę, spodziewałem się ujrzeć z wierzchołka niezły widok. No cóż…Ania i Paweł prowadzili rowery…W sumie niezły widok!
Po drodze minęliśmy pozostałości zamku w Smoleniu. Oczywiście droga znów wiodła pod górę i znów…piękny widok.
Do Wolbromu zajechaliśmy na mały odpoczynek. W samym sercu, na głównym rynku usiedliśmy by uzupełnić napoje i ubytek H2O w organizmach. Grzało niemiłosiernie no to i pić się chciało. Zakupiłem także w rowerkowym wianki do suportu i trochę smaru. Coś dziwnie za dużo luzu miałem między pedałami.
Z Wolbromu dalej ciągnęliśmy na południe, drogą asfaltową która ciągnie do Skały. Jednak w po minięciu Trzyciąża, w Wielmoży skręciliśmy w prawo do Pieskowej Skały. Zaliczyliśmy długi podjazd i wjechaliśmy do Ojcowskiego Parku Narodowego.
Zostawiliśmy rowery w Karczmie i pieszo udaliśmy się do zamku.
Mieliśmy świadomość, że mury tego zamku były świadkiem wielu wydarzeń, m.in. kręcili tam Klosa i Janosika!!! Zwiedziliśmy więc cały zamek, ciesząc się z faktu, że we wnętrzach panował miły chłodek.
Po zwiedzeniu zamku i kawiarni zamkowej, wróciliśmy do karczmy na posiłek. Polecamy gorąco wszystko, co można tam zjeść!
Ruszyliśmy drogą w dół o ogromnej pochyłości. Dojechaliśmy do słynnej Maczugi Herkulesa, trzasnęliśmy foty i dalej drogą w dół pognaliśmy do Ojcowa.
Wjeżdżając do Ojcowa od północy minęliśmy niezbyt zapełnione pole namiotowe, ulokowane tuż nad Prądnikiem. Ania jednak uparła się na pensjonat. Ciągnęliśmy więc do znacznie oddalonego od pola centrum Ojcowa. W końcu dojechaliśmy i rozpoczęły się poszukiwania wolnych pokoi. Oczywiście nagminnie powtarzały się informacje „Zimmer frei” i wolne pokoje, przy kompletnym ich braku na nasze zapytanie!!! A gdyby tak leniwi właściciele, zdjęli tabliczkę przy braku wolnych pokoi, nie musieliby odpowiadać na natrętne nasze pytania!!! Spotkaliśmy się także sytuacją, że na pytanie o wolny pokój, najpierw zostaliśmy zmierzeni dokładnie wzrokiem, po czym usłyszeliśmy odpowiedź, że niestety NIE! Niby nic, ale w tym miejscu widok objuczonego rowerzysty nie wzbudza zaufania.
W końcu, po dłuższych poszukiwaniach udało się Ani znaleźć pensjonat, który na parę dni został opuszczony przez holendrów i właścicielka, zadowolona puszczała pokoje. Okazało się, że w Ojcowie od lat obcokrajowcy rezerwują i korzystają z noclegów, zwiedzając w tym czasie Kraków i okolice. Ceny noclegów w Ojcowie są przystępne, w Krakowie – szaleńczo nieprzyzwoite!!!
Właścicielka okazała się być wspaniałą babcią, żoną dziadka i opiekunką wesołej wnuczki, która natychmiast nawiązała ze mną przyjazne stosunki. Towarzyszyła mi przez cały czas naprawy mojego roweru (pęknięta szprycha) i z zaciekawieniem wysłuchiwała moich niestworzonych historii o potworach i bajorach. W tym czasie Ania z Pawłem zaanektowali pokój i wyszorowali swoje spocone organizmy pod prysznicem. Kiedy i ja zmyłem kurz, pokrywające moje ujeżdżone ciało, powędrowaliśmy w Ojców. Nie zwiedzaliśmy jednak pieczar i ścieżek oraz punktów widokowych, których w Ojcowie jest od zarąbania!!! Od baru do baru, sklepu i grilla, spędziliśmy czas do wieczora.
Kiedy rozszczebiotania wnuczka właścicielki babci zaliczyła wieczorne mleko i poszła spać, my obejrzeliśmy w TV mecz Polaków w siatkówkę, po czym zaliczyliśmy ostatnie wieczorne piwo i też poszliśmy spać.