Dzień 11. Kraków. 0 km.

17 lipca 2007

    Od samego rana słońce podgrzewało ścianę namiotu tak, że nie można było w nim wysiedzieć. Szybko pojechaliśmy do miasta.

  Po zwiedzaniu Wawelu, przeszliśmy do Smoczej Jamy i do słynnego Smoka Wawelskiego. Na życzenie (za wysłanego SMS), zionął krótkim ogniem. Większość czekała na tego, który pierwszy wyciągnie telefon. Ania wysłała od razu, bo nie chciało się jej czekać. Poszliśmy też wzdłuż błoni do słynnego miejsca krakowskich szachistów. No i Paweł chciał koniecznie usiąść w tym miejscu, gdzie nakręcili jego ulubiony film Vinci. Potem pojechaliśmy do kina. Właściwie, to bardziej chodziło o chłód z klimatyzacji, niż o film. Teraz można było połączyć przyjemne z pożytecznym.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

   Na koniec zostawiliśmy sobie Kazimierz, ale nie wytrzymaliśmy do zmroku. Pojechaliśmy jeszcze na dworzec główny, kupić bilety na pociąg i obadać, jak na peron wtargać rowery. Niestety, przejście służbowe na perony odgrodzone było barierką, zamkniętą na kłódkę. Ale od drugiej strony, widać było pojedyncze budynki i bramę od jezdni. Poszedłem tam i napotkałem ochroniarza. Obgadałem z nim temat jutrzejszego wejścia z rowerami na teren dworca i pokazałem kupione już bilety. Zgodził się. No to nie musiałem się targać z ciężkimi rowerami z samego rana.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s