23 lipca 2016 r.
Chełm Lublin
Warszawa
Legionowo
Śniadanie w hotelu trochę z perturbacjami. Sala restauracyjna zamieniła się w salę weselną i zabrakło miejsc dla gości hotelowych podczas śniadania. Samo śniadanie smaczne.
Zapakowaliśmy się po raz ostatni i ruszyliśmy na rynek.
Ania miała chęć na małe zakupy szat dla siebie i jedzenia „na drogę”. Zeszło nam do jedenastej.
Na dworcu PKP nie zdziwiło nas, że poziom podłogi pociągu jest o dwa piętra wyżej niż poziom peronu. Wtaszczyliśmy rowery i usiedliśmy wygodnie w dawnej „jedynce”, przerobionej teraz na „dwójkę”. I tak zeszła nam podróż do Lublina.
W Lublinie przesiedliśmy się już do nowego składu PESY. Jazda w takim zestawie to już przyjemność. Stoliczek, WiFi, klimatyzacja i bar. Podróż minęła bardzo szybko.
W Warszawie Wschodniej jeszcze raz taszczenie rowerów po schodach i pociągiem podmiejskim do Legionowa. Jeszcze tylko zakupy i do domku. Chociaż muszę przyznać, że rower stał się obiektem zainteresowania…
Tak zakończyliśmy przygodę z Green Velo. Trzeba przyznać, że trasa jest bardzo dobrze oznakowana i trudno zabłądzić. Jakość nawierzchni nie zachwyca ale jak wyprawa to wyprawa. Przygoda z piaskiem musi być! Na trasie trzeba mieć zawsze zapas wody. Wschód Polski nie jest naszpikowany sklepami w każdej wsi.
W sumie zrobiliśmy ponad 350 km co nie jest jakimś tam wielkim wyczynem. Ani kończył się urlop a mnie czekała jeszcze jedna trasa, która jak się okazało, naciągnęła moją cierpliwość do granic wytrzymałości.
Do zobaczenia na trasie.