20 lipca 2016.
Siemiatycze – Mielnik Zabuże – Borsuki – Janów Podlaski – Pratulin – Malowa Góra – Terespol.
Zajazd u Kmicica przygotował nam śniadanko i ruszyliśmy w drogę. Słońce mocne i wiatr też mocny, ale ciągle w plecki. Tak można żyć.
Chcieliśmy wrócić na Green Velo. Siemiatycze leżą nieco z boku. Jechaliśmy chwilkę szosą nr 640 by potem skręcić na południe i spokojnym asfaltem dojechać prawym brzegiem Bugu do Mielnika. Pierwsze spotkanie z Bugiem wypadło bardzo pozytywnie. Rzeka szeroko rozlana a my na wysokim brzegu mogliśmy ją podziwiać.
W Mielniku obowiązkowo trzeba odwiedzić informację turystyczną (albo kliknąć tu) by dowiedzieć się, czy działa przeprawa przez Bug w Mielniku i Niemirowie. Ci co nie sprawdzą, mogą się nieźle zdziwić i zrobić trasę tam i z powrotem! Tym razem prom kursował tylko w Mielniku. Niemirów „stał” ze względu na małą ilość wody w Bugu. Szybkie uzupełnienie wody w sklepie i drożdżóweczka na drogę.
Prom pełny ludzi i samochodów akurat płynął w naszą stronę. Dwóch panów przeciągało ten prom ręcznie w obydwie strony. Bardzo dużo rowerzystów! Z Mielnika do Zabuża my byliśmy sami. Panowie powiedzieli więc, że będziemy czekać aż się zapełni, bo nie warto „pedałować” tylko dla nas i schowali się do swojej budki „prom”-ocyjnej. Jakoś nikt się nie zjawiał ale na drugiej stronie stał już jeden samochód, co nie załapał się na kurs do Mielnika i przyjechały jeszcze dwie osoby na rowerach. No to panowie ruszyli do nas i zaprzęgli się do liny. Zapytałem, czy mogę też „powajchować” z nimi. Oczywiście przeszkód nie widzieli. Do tego stopnia, że momentami „wajchowałem” sam. Przyznaję, że z dużą radością i satysfakcją. Pierwszy raz w życiu napędzałem prom rzeczny!
W Zabużu powitała nas szutrowa, mocno ubita droga ale tylko do Klepaczewa. Potem już asfalt. W Serpelicach mnóstwo ośrodków wypoczynkowych, barów i sklepów, a nawet klasztor. Dla nas jednak było za szybko na wszystko, więc przerowerowaliśmy się niespiesznie.
Za Borsukami koniecznie nawiedzić trzeba przełom Bugu i jego zakole. Widok jak z kadru filmowego. Miejsce jest oznaczone jako punkt widokowy, choć nieco drzewa są za wysokie.
Za Gnojnem pojawiła się miejscowość o nazwie, która u mojej Ani spowodowała skojarzenia z moją osobą. Moim protestom nie było końca… przez dwa dni!
Liczyliśmy, że posiłek zjemy w Janowie Podlaskim. Może nawet z koniną! W końcu to lokalny rynek, a ostatnio nawet mówili w TV o nadmiarze mięsa końskiego w słynnej stadninie koni i padłym czy otrutym koniu. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nie zobaczyliśmy żadnego baru. Zasięgnąłem więc języka u miejscowej młodzieży na rowerach, łapiących zapewne Pokemony, gdzie tu można coś zjeść? Odpowiedzieli, w rynku w lodziarni i mini-markecie są hot-dogi i to wszystko. Ale żeby jakiś napis, szyld, czy coś! No, nie poradzisz. Dwa hot-dogi, jeden z lodziarni, jeden z marketu, by mieć porównanie lokalnych specjałów i w drogę. Do stadniny nie pojechaliśmy. Baliśmy się, że dostaniemy może niestrawności jakowejś. Przedtem jednak nawiązałem długą rozmowę z miejscowym pijaczkiem, który na rowerze złamał sobie kolano. Tylko dlatego, że na rowerze, słuchałem jego wywodów i utyskiwań, właściwie na to jak Świat jest zbudowany.
Przejechaliśmy także przez Pratulin, miejsce upamiętnione przez wyznawców Kościoła Unickiego.
Za Krzyczewem a przed miejscowością Neple, na skraju lasu zobaczyliśmy… połowę Drawska Pomorskiego!
Ano w Drawsku Pomorskim stoją na pomniku dwa czołgi T-34. A tu stał jeden ale za to jaki zadbany! I to wcale nie stał w pobliżu zabudowań! Ot tak, przy lesie, między polami.
Do Terespola dojechaliśmy osobną ścieżką rowerową, a w samym miasteczku zadziwiła nas ilość miejscowych rowerzystów! Stąd pewnie taka ładna ścieżka rowerowa przez miasto. Spotkaliśmy też na rowerze psa! Co prawda był wieziony w koszu, na trzecim kole, przez swojego Pana i jego syna z Gdańska ale z opowieści wynikało, że jeździ tak z nimi już parę lat.
Nocleg był o wiele lepszy dla naszych rowerów niż dla nas! Po raz pierwszy nasze rowery nocowały w sali balowej, na lśniącej, kafelkowej podłodze! A my normalnie – w łóżku. Nasz nocleg był przy Wojska Polskiego, za domem HELJOS. Tak, tak. Przez J.
Posiłek zjedliśmy naprzeciwko w Galerii Smaków. Oczywiście, że z piwem!