14 lipca 2006
Wierzbiny – Strzelniki – Rostki Skomackie – Ogródek – Rogalik – Różyńsk – Bartosze –Ełk
Obudziliśmy się nie patrząc na zegarek. Czekał nas bardzo krótki etap. Zatraciłem już rachubę, jaki jest dzień tygodnia, nie mówiąc już o dacie. W moim mniemaniu, jest to pierwsza oznaka dobrego wypoczynku! Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę.
Kawałek jechaliśmy 16-tką. Później skręciliśmy na północ, do Strzelnik. Zaczęło trochę padać, więc w Strzelnikach zatrzymaliśmy się przy sklepie, by kupić worki foliowe do okrycia śpiworów. Tam też w sklepie, Ania dała trzydzieści groszy pewnemu dziecku, któremu brakowało na loda, a pani sprzedawczyni była nieubłagana. Musielibyście widzieć radość na twarzy tego malucha! Bez znaczenia jest ile dacie! Uśmiech tryumfującego dziecka jest czasami wszystkim!
W samych Strzelnikach pojawił się bruk. Droga do Rostek Skomackach była bardzo ładna, choć gruntowa. Deszcz właściwie sobie popadywał. Nie lało i było bardzo ciepło. W Rostkach znów pojawił się bruk! Na poboczach nie było jakiejkolwiek ścieżki i trzeba było tłuc się kocimi łbami! Jezioro Rostki objechaliśmy od północy. I tak dojechaliśmy drogą gruntową do …Ogródka! W Ogródku pojawił się wszechobecny bruk! Do …Rogalika wiodła droga gruntowa z „klepką”. Swoją drogą, kto nadawał nazwy tym miejscowościom?
W Rogaliku nie było nie było bruku! Za to przestało popadywać i zdjęliśmy pelerynki. Tak dojechaliśmy do Różyńska. Zaczęła się droga asfaltowa. Zaraz za Różyńskiem był wiadukt kolejowy. Z oddali dało się słyszeć odgłos pociągu. Zatrzymaliśmy się z Pawłem na wiadukcie i czekaliśmy na pociąg. Towarowe wagony ciągnęła SM 42. W momencie, gdy wjeżdżała pod wiadukt, maszynista uruchomił sygnał dźwiękowy! O rany!!! Ale głośny! Aż zatkaliśmy sobie uszy!
Dalej jechaliśmy drogą do miejscowości Bartosze. Asfalt robił się coraz gorszy. Za to coraz ładniejsze domki letniskowe i normalne pałace pojawiały się, to po prawej, to po lewej stronie drogi. I znowu bruk! Psia krew! Żeby chociaż jakaś ścieżynka z boku!
Zaraz za Bartoszami wjechaliśmy na drogę nr 16. Zdecydowanie ruch był za duży. Ale cóż było zrobić! Jakoś trzeba dojechać do Ełku.
Ponieważ następnego dnia mieliśmy zaplanowaną jazdę kolejką wąskotorową, Ania przekonała nas, że powinniśmy zamieszkać w jakimś pensjonacie. Wtedy odpadnie składanie obozowiska szybciej niejako „wyrobimy” się. O dziwo, prawie w samym centrum miasta, pomiędzy główną dwupasmówką a jeziorem, znaleźliśmy pensjonat Grażyna. Akurat okazało się, że jest jeden wolny pokoik ze śniadaniem i jest nawet gdzie schować rowery? Sam pensjonat jest bardzo milusi. Miał tylko jedną wadę. Brak klimatyzacji i w środku, po prostu było za gorąco! Nasza ocena 5.
Jako, że dystans do pokonania tego dnia nie był za duży (33 km), poszliśmy zorientować się, gdzie jest dworzec wąskotorówki. Doszliśmy do dworca kolejowego i podziemnym, długim tunelem przeszliśmy na drugą stronę torowiska. Tam znaleźliśmy muzeum kolei wąskotorowej i prawdziwy eksponat ciuchci! W samym muzeum, przywitał nas pan, który swoim słowem, zachowaniem i gestami, po prostu nas „rozbroił”. Widać było w tym człowieku pasję. On sam, jak powiedział, latami gromadził eksponaty i zabiegał o reaktywację wąskotorówki. Mało tego! Słusznie twierdzi, że najlepiej w muzeum jest wtedy, kiedy wszystkich (prawie) eksponatów można dotknąć! Chwała mu za to! Paweł był zachwycony mogąc przymierzyć czapkę zawiadowcy stacji, wziąć lizak do ręki i krzyknąć „ODJAZD!”. Mnie przypomniały się stare czasy, kiedy pociągiem podróżowało się z kartonikowym biletem, z wybitą na sucho datą, a konduktor dziurkował bilety swoim dziurkaczem. Upewniliśmy się, że będzie można załadować do kolejki rowery i wróciliśmy do miasta.
Ełk jest bardzo ładnym miastem! Trafiliśmy na plenerowe przedstawienia teatralne organizowane przez miejski dom kultury. Niestety, przyszliśmy trochę za późno. Wróciliśmy więc do pensjonatu i zaczęliśmy oglądać TV. Jest tam kanał lokalny, na którym można obejrzeć panoramę Ełku z kamery, zamontowanej gdzieś wysoko. Polecam zabawę polegającą na znalezieniu miejsca, z którego można pomachać do tych, co zostali w pokoju i nagrywają to, co widzą. Po tak długiej przerwie bez TV, oglądanie było to nawet przyjemne!
Zasnęliśmy z uczuciem braku świeżego powietrza i gorąca wypalającego mi twarz…