20 lipca 2005
Połczyn-Zdrój – Ogartowo – Stare Dębno – Tychowo – Tychówko – Tyczewo – Świelino – Dargiń – Grzybnica – Karsina – Osetno – Rekowo
Słońce od samego rana. Śniadanie, zwijanie apartamentów i w drogę. Zrazu asfaltową do Tychowa. Tam czekał na nas, od kiedy się urodziliśmy, Trygław. Leżał sobie i czekał, aż go odkryjemy. A że leżał na tychowskim cmentarzu, to i łatwo było go znaleźć. Trygław jest… przeogromny. Co prawda większa część jest pod ziemią, ale to co wystaje ponad, skłaniało onegdaj ludzi do oddawania mu pokłonów. My jednak, wleźliśmy mu na łeb. Parę fotek i okazało się, że w głazie dalej tkwi moc, która dziwnie daje znać o sobie na zdjęciach…
Dalej w drogę! Zjechaliśmy z asfaltu na szuter, a potem wjechaliśmy do lasu. W cieniu zrobiło się przyjemnie. Co prawda, raz po raz przystawałem i sprawdzałem na mapie, czy dobrze pedałujemy. Czasem było niepewnie, bo drogi leśne są używane lub nie i musieliśmy decydować czy tędy, czy owędy. Intuicja nas jednak nie zawiodła.
Tak dojechaliśmy do miejsca w lesie, za Gajewem a przed Karsiną, w którym szuter zakręcał w lewo, a my mieliśmy jechać dalej prosto. Wąska ścieżynka nie napawała optymizmem. Spojrzeliśmy na mapę i okazało się, że przed nami płynie Radew i nasza ścieżynka, przecina ją, a na mapie nie ma żadnego mostu!. No to puściłem się na zwiad. Jakież było moje zdziwienie, i jeszcze większa radość, gdy moim oczom ukazał się mostek, zrobiony z powalonych równiutko drzew. Mostek był uczęszczany przez miejscowych i doskonale nadawał się do przekroczenia go z rowerem. Zadzwoniłem i dałem znak, że jechać trzeba! I tak przekroczyliśmy Radew suchą nogą.
Do Rekowa dopedałowaliśmy już bez przygód. Pole namiotowe okazało się być dobrze urządzonym placem z paleniskiem, i sklepem otwartym na… zawołanie. Kupiliśmy za mało kiełbasy? Nie ma problemu. Skończył się C2H5OH? Mówisz i sezam się otwiera. Rozbiliśmy apartamenta i świętowania nadszedł czas.
Rankiem okazało się, że namioty rozbiliśmy z złym miejscu…