19 lipca 2008 r.
„Zrobiło się lżej”
Obudził nas warkot silnika samolotu. Najpierw jeden, potem drugi. Pogoda była ładna i co chwila wzbijał się w powietrze samolot wyciągający szybowce pod majestatyczne chmury opromienione słońcem. To właśnie ten warkot spowodował, że poczułem się wyjątkowo na tym polu. Już mi nic nie przeszkadzało.
Postanowiliśmy, że wszystkie brudne ciuchy, a uzbierało się ich trochę, wyślemy paczką do domu. Zawsze będzie lżej. Po śniadaniu spakowaliśmy wszystkie brudne ciuchy do reklamówki i ruszyliśmy do pętli autobusowej. Na poczcie nadaliśmy czterokilogramową paczkę do domu. Ania radośnie oznajmiła, że teraz możemy zrobić 4 kg zakupów.
Ruszyliśmy w miasto. Zwiedzaliśmy i robiliśmy zakupy w hiper i w marketach. Kupiliśmy nawet wiatraczek do komputera. W końcu mieliśmy 4 kilo luzu. W kinie niestety nie było co oglądać. Polecamy za to olsztyńskie planetarium i zamek. Stare miasto jest równie piękne.
W międzyczasie w Olsztynie lunęło. Lunęło to właściwie za mało powiedziane. Woda lała się z nieba tak, że płynęła całą szerokością ulic. Pociemniało i pobrzmiało. Tak szybko jak przyszło, tak szybko uciekło. Zmoczyło nas niestety ździebko, pomimo kurtek przeciwdeszczowych. Największą ulewę przeczekaliśmy, snując się między półkami hipermarketów. Obawiałem się jednak o ten miękki żwir pod naszym namiotem. Mógł przecież zostać wypłukany. I to razem z naszym namiotem. Całe szczęście, że rowery przywiązałem do drzewa!!! Gdy weszliśmy na pole namiotowe, naszym oczom ukazał się widok naszego namiotu, który stał tam, gdzie go postawiliśmy. Nic niedobrego się z nim nie stało. Radość była spora i postanowiliśmy uczcić to małym co nieco.
Wywiązała się jeszcze miła rozmowa z Bogdanem „Wilkiem”. Oby wszyscy spotykani ludzie byli tacy jak on!