Dzień 2. Opole – jezioro Turawskie. 25 km.

8 lipca 2007

Opole – Kępa – Luboszyce – Kolanowice – Węgry – Kotórz Mały – Turawa – Borowik jezioro Turawskie.

           Zaczęliśmy od śniadania w hotelowym pokoju. Zostało nam trochę zapasów jeszcze z domu i aby się nie zmarnowało, postanowiłem zjeść wszystko, co równało się z baaaardzo obfitym śniadaniem! W końcu czekała nas trasa!

           Teraz każdy załadunek sakw na rowery trwał bardzo krótko. 7 minut i byliśmy gotowi do drogi. Ruszyliśmy więc z zamiarem zobaczenia słynnego opolskiego amfiteatru. Nie jest jednak możliwe wejście na teren. Odbiliśmy się od bramy i zajechaliśmy pod Wieżę Piastowską. Bardzo uprzejma pani i pan ochroniarz obiecali, że przypilnują nam rowery, gdy my będziemy się wskrabywać na górę. Wejść nie było łatwo ale widok, jaki można zobaczyć z góry, wynagradza wszystko. Opole wygląda przepięknie! Koniecznie zabierzcie ze sobą lornetkę, bo ta zainstalowana na górze jest nieco zdemolowana. Właściwie to nie chciało nam się zejść z wieży.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

           Pan ochroniarz na dole pomógł nam ukierunkować się na Luboszyce, udostępniając dla moich oczu plan miasta. Podziękowaliśmy i prysnęliśmy na północ.

            Zaraz po wyjeździe z miasta, po lewej stronie drogi, naszym oczom ukazał się zbiornik ze szmaragdową wodą. Cóż za piękny kolor!

Opole (24).jpg

            Ponieważ tego dnia nie mieliśmy do pokonania zbyt dużo kilometrów, pogoda była nad wyraz żarliwa, nie spieszyliśmy się zbytnio. Widoki płaskiego terenu i sennej niedzieli w podopolskich miejscowościach, rozleniwiały nas nieco. I tak przez Kępę, Luboszyce, Kolanowice dojechaliśmy do Węgier. Zwiedzić Węgry na rowerach to w końcu nie byle co!

j.Turawskie (2).jpg

           Z Węgier ciągle asfaltem do Kotórza Małego i Turawy, dalej szlakiem rowerowym od północnej strony jeziora, do campingu – pola namiotowego Borowik. Lokalizacja super. Tłoku żadnego. Pełna gastronomia i rozrywka. Mieliśmy co prawda pojechać jeszcze nad jezioro Srebrne, ale miejsce urzekło nas swoją witalnością. Rozbiliśmy więc namiot i …. na rybkę!!!

           U Grubego była największa kolejka, czyli domniemana gwarancja świeżego towaru. Akurat jeździł Kubica i można było pooglądać wyścig na wielkim LCD, zawieszonym pod sufitem. Nie polecamy gorącej czekolady i dorsza w cieście, bo bo podają kakao i zażółwili tę rybę, to znaczy z ciasta zrobiła się skorupa.
Po radości dla żołądka przyszła radość dla zręczności czyli ojciec i syn na maszynach wrzutowych do tracenia pieniędzy. Cymbergaj i flipery królowały do końca złotówek w kieszeni Pawła i mojej. Na pytanie do Ani: – Masz jakieś złotówki? – padła krótka i dobitna odpowiedź: – Do namiotu!!!

            Poszliśmy potulni jak baranki, mając wtłoczoną świadomość pochopnie wydanych pieniędzy. Przy namiocie stały w nadmiarze wolne stoły, krzesła, ławki i taborety. Zasiedliśmy więc do kart. Grzmiało makao i coś na wzór kości z Piratów z Karaibów. Zapadła ciemność. Poszliśmy się umyć. Jednak nie dane nam było umyć się w ciepłej wodzie. Po godzinie 2200 ciepłej wody nie uświadczysz! Paweł zrezygnował, ale ja, jak prawdziwy twardziel, postanowiłem się umyć w zimnej. Oczywiście dałem radę. Okupiłem to jednak głośnym sykiem i nastroszeniem wszystkich włosów. Zasnąłem jak niemowlę.

      Na zamówionego „U Grubego” gofra z bitą śmietaną i jagodami, przyjmujący zamówienie ryknął do małego okienka za nim: – Bita, jagody, raz!!!

 

Jedna uwaga do wpisu “Dzień 2. Opole – jezioro Turawskie. 25 km.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s