Dzień 1. Legionowo – Konin – Murczynek. 113 km.

19 sierpnia 2015

Konin – Licheń – Ślesin – Kopydłowo – Gębice – Mogilno – Białożewin – Murczyn – Murczynek

Link do zapisu w Endomondo.

    Postanowiłem, że na moją ulubioną wieś pojadę rowerem. Chciałem jednak zobaczyć, czy w Licheniu dokończono wielką budowę. Ostatni raz w Licheniu byłem, gdy w Bazylice nie było dachu.

    Pociąg do Konina odjeżdżał z samego rana. Specjalnie wsiadałem w Warszawie Centralnej, by nie dźwigać roweru po schodach.

    Nie było mowy o tłoku. A jednak…  Moje i miejsce roweru przypadło na wagon bezprzedziałowy, akurat w relacji Warszawa – Berlin. Wsiadłem. Zawiesiłem rower i poszedłem do mojego miejsca. Wagon prawie pusty. Może ze trzy osoby. A na moim miejscu siedzi nieco starsza ode mnie pani i czyta książkę. Pomyślałem, że do Konina tłoku nie będzie i skoro taki pusty wagon, to nie będę kobiety przesadzał. Usiadłem za nią i zobaczyłem, że czyta książkę o matematyce, albo ekonomii (z mnóstwem skomplikowanych wzorów)… po angielsku. Myślę sobie „zna język polski i angielski, to dlaczego nie orientuje się po piktogramach w wagonie?” No i znalazłem odpowiedź, dlaczego to to, usiadło nie tam, gdzie trzeba. Bo nie znała arabskiego!!! Gdyby znała, to by zobaczyła przecież, że jej numer, skądinąd arabski, jest gdzie indziej! W Warszawie Zachodniej wsiadło parę osób, w tym dwie co powinny razem siedzieć na miejscu, na którym ja usiadłem. Ale usłyszałem, że też usiądą gdzie indziej, bo wagon pusty. W Kutnie sytuacja się powtórzyła. I tak łańcuszek trwałby pewnie dalej, ale w Koninie wysiadłem ja. Kobieta dalej czytała…

    No nie było za ciepło, choć słońce dawało znaki, że będzie. Do Lichenia można było dojechać różnymi drogami. Mnie się nie spieszyło więc jechałem, jak wiodła szosa. Jeszcze przed Licheniem napotkałem kaplice jak kościoły, które były stacjami drogi krzyżowej. Okazałe!

2015-08-19 08.24.08
Do bazyliki zajechałem od północnej strony. Zostawiłem rower, wziąłem aparat i poszedłem zwiedzać. Było jeszcze wcześnie i ludzi można było policzyć. Wszystko było już dokończone. Piękne budowle, wieża z potężnym i największym w Polsce dzwonem, trawniki, fontanny, ławeczki itd. Wszędzie widać misterne ornamenty, posągi i bogate zdobnictwo. Oczywiście na złoty kolor.

   Jest na co popatrzeć! Obok świątyni kwitnie przemysł turystyczny i jest się gdzie zatrzymać.

   Takie miejsca koniecznie trzeba odwiedzić. Robi niesamowite wrażenie!

    Do Ślesina wiodła asfaltowa, z rzadka uczęszczana szosa. Zaczęło nieźle wiać i to z północnego-wschodu. Zaczęło mi to nieco przeszkadzać. Im bardziej jednak szosa wiodła na zachód, tym szło lżej. Miało to dla mnie znaczenie i dlatego po dojechaniu do Ślesina, zmodyfikowałem mój plan. Postanowiłem, że pojadę szosą 263 aż do Roztoki i tam skręcę na północ.

    Sam Ślesin to bardzo turystyczne miasto z pięknymi widokami. Szczególnie dla żeglarzy.

Od Ślesina do Roztoki gnałem ponad 30 km/h. Tak wiało!

    Tuż przed Roztoką zobaczyłem, że teren wokół jest dziwnie pusty! Skręciłem na północ i zobaczyłem, że mam do czynienia z kopalniami węgla brunatnego elektrowni w Koninie. Teraz wiedziałem, dlaczego krajobraz był taki „otwarty”! W Kaliskach stał znak informacyjny, że jest tam punkt widokowy dla takich jak ja. No to pojechałem.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

    Pierwszy raz w życiu widziałem taką wielką dziurę w ziemi! Koło mnie przejechała wielka, czteroosiowa wywrotka. Gdy zjechała na spód dziury, to była taka malutka, że trudno ją było dojrzeć. Za to w oczy rzucały się potężne koparki odkrywkowe i nitki transporterów z urobkiem. Ożesz w mordę!!! Ale widok! Stałem i patrzyłem, robiłem zdjęcia i nie chciało mi się odjeżdżać!

    A po drodze przejechałem przez Kopydłowo! Któż z Was pamięta remizę i Balladę w Kopydłowie i słynne pytanie – Kunia znasz?

2015-08-19 10.55.07

    Potem jechałem cały czas na północ, już nieco pod wiatr, który z każdym kilometrem odbierał mi siły. Kanapki się skończyły. Stawałem tylko na uzupełnienie wody. Postanowiłem, że zjem posiłek w Mogilnie chociaż mijałem mnóstwo barów w Przyjezierzu. Niestety, w Mogilnie nie napotkałem baru czy czegoś, chociaż szukałem i pytałem. Pozostało mi zatem zrobienie „Colddoga” czyli bułki z wepchniętą do wciśniętego bocznie kciukiem otworu – kiełbasą. I to jest oczywiście bardzo dobre rozwiązanie. Jak na taką podróż – wystarczające. W końcu jechałem na wieś, gdzie jedzenie zawsze było pyszne.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s