26 lipca 2005
Czymanowo – Rybno – Kniewo – Bolszewo – Wejherowo – Łobez – Bonin – Zbrojewo – Krzynno – Mielenko Kolonia – Oleszno.
Po śniadanie zszedłem na dół do sklepu. Zrobiliśmy także kanapki na drogę. Uradziliśmy, że wracamy do domu, świętować imieniny Ani. Plan zakładał dojazd do stacji kolejowej w Wejherowie. Wysiadka w Łobzie i sobie tylko znanymi ścieżkami, dojazd do Oleszna.
Dzień był bardzo upalny i do Wejherowa jechało się słabo, chociaż asfaltem. Tam też przydarzyła się nam niemiła sytuacja. Otóż przed skrzyżowaniem ulic: Zamostna i Wejherowska, w Bolszewie, na lekkim prawym łuku, wyprzedził nas ciągnik siodłowy z naczepą. Jednak zamiast zostawić dla nas miejsce, zjechał maksymalnie na prawo i dalej jechał troszeczkę szybciej od nas. Naczepa zaczęła się do nas zbliżać z lewej strony i dociskać nas do krawężnika.
– Uciekamy na chodnik! – krzyknąłem do jadącej tuz przede mną Ani. Prawie nie zsiadając, pokonaliśmy krawężnik i znaleźliśmy się na chodniku. Koła naczepy przejechały tam, gdzie przed chwilą były nasze rowery. Zestaw stanął na czerwonym świetle. Już zacząłem iść do szoferki, by facetowi nawymyślać, gdy zapaliło się zielone światło i gość po prostu odjechał. Ręce nam opadły. Właśnie mogliśmy zostać nieźle pokiereszowani, a sprawca mógł niczego nie zauważyć i nic nie poczuć! Wyszliśmy z opresji i to był jeszcze jeden powód, by świętować równolegle z imieninami.
Trochę przybici dojechaliśmy do dworca kolejowego. Mieliśmy jeszcze sporo czasu, ale nie chciało się nam jeździć po okolicy. nie po takim zdarzeniu.
Podróż pociągiem do Łobza minęła bez przygód. Z Łobza do Oleszna jechaliśmy głównie przez las i pola, co bardzo nas cieszyło. Właściwie złość nam przeszła.
Wieczorem zaczęliśmy wspominać nasze przygody. W sumie przejechaliśmy 359 km i bardzo się cieszyliśmy z tego, co widzieliśmy i kogo spotkaliśmy. No i świętowaliśmy Ani imieniny jak należy!!!
Do zobaczenia na szlaku!