Dzień 2. Krasnystaw – Zwierzyniec.58 km.
4 sierpnia 2017
Prognoza była dla nas bezlitosna. 28 stopni i wiatr z boku.
Jednak zanim ruszyliśmy w trasę, musiałem zabawić się w Adama Słodowego! Pękła gumka i zgubiłem blokadę od mojej flagi rowerowej. Pomysł na zreperowanie wpadł mi do głowy, zobaczywszy… pasmanterię. Szpulka nici i nowa gumka wystarczyła. Tymczasowo. Po trasie coś mi strzeli do głowy i naprawię jak trza!!!!
Green Velo przywitało nas piękną ścieżką rowerową i… bramką wysokości przed wjazdem pod most. Taką samą jak przed wjazdami do podziemnych parkingów. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem bramkę dla rowerzystów!
Trzeba przyznać, że szlak na tym odcinku jest dobrze oznakowany, a dodatkowo przed wzniesieniami była informacja o procentach wzniesienia. Po drodze spotkaliśmy małżeństwo, starszych od nas Niemców. Oni nas poinformowali o trasie przed nami, która raczej była płaska a my ich o czekających ich wzniesieniach. Szlak wiódł nas bocznymi asfaltami z bardzo małym ruchem. Jednak przed Szczebrzeszynem oznakowanie szlaku nagle zginęło i do centrum znanego chrząszcza dojechaliśmy szosą.
Na rynku obowiązkowe zdjęcie z tym, co tak brzmi w… szprychach i po przeprawie przez most nad Wieprzem, wróciliśmy na Green Velo. Zatrzymaliśmy się w jednym z zakoli rzecznych na małe, wieprzowe moczenie nóg. Woda była idealnie zimna.
Do Zwierzyńca dojechaliśmy piękną ścieżką rowerową przez… Bagno! Tak, tak. Kto nie był, ten nie uwierzy. A jednak. Przez ile bagien trzeba w życiu przejechać…
W Zwierzyńcu byliśmy parę lat temu. Wtedy jeszcze nie było mowy o Green Velo. Teraz przez miasto biegnie ścieżka, umilająca rowerzystom przejazd. Nam też.
Zatrzymaliśmy się w Czarze Roztocza. Pokój na parterze z wyjściem na taras i trawę. Obok restauracja z wszystkim co nam było potrzebne. Naprawdę miło nam upłynął czas do ciemności.
Nasza ocena (od 1 do 5):
hotel – 5.
restauracja – 4.