15 sierpnia 2012 r.
Narewka – Janowo – Stara Białowieża – Polana Żubrówka – Zastawa – Białowieża – Białowieża towarowa – Zastawa – Hajnówka.
No i znowu nie musiałem jechać do sklepu po śniadanie. Spakowaliśmy się i poszliśmy na śniadanie na górę. Dookoła gościńca rozpoczęły się przygotowania do maratonu kresowego. Wokół krążyli faceci w obcisłych i kolorowych. Rozgrzewali się jak mogli. Słońce nie miało zamiaru się pokazać. Maraton rozpoczynał się nieopodal, na stadionie. Niektórzy przyjechali z serwisem ukrytym w bagażnikach samochodów. Na to wszystko wyciągnąłem z „garażu” nasze rowery. Były tak ubłocone, że od razu wszyscy zwrócili na nie uwagę. Nawet ja.
Zanim na dobre wyjechaliśmy z Narewki, odwiedziliśmy Cerkiew św. Mikołaja, gdzie można się dowiedzieć co nieco o „Bieżunce”, czyli uchodźctwie i powrocie rdzennych mieszkańców. Dookoła cerkwi pełno było tablic, upamiętniających tych, co nie wrócili. Teraz leżały wykopane. Zaczynał się remont obejścia, ale cerkiew była zamknięta.
Ledwo wjechaliśmy do Puszczy Białowieskiej, zaczęło padać. Postój pod drzewami. Ruszyliśmy, gdy przestało. Dojechaliśmy do miejsca postojowego i znowu zaczęło padać. Tym razem dość ostro, ale mieliśmy dach nad głową. W tym miejscu przebiegała też trasa maratonu.
Droga była pełna kałuż. Maratończycy, którzy jechali dość szybko, mieli zatem na plecach nakrapiane błoto. Nawet kobiety. Stanęliśmy i zaczęliśmy im dopingować. W maratonie jechały nawet całe rodziny, choć w tempie dość spacerowym. Mały synek popłakiwał, że dalej nie da rady, a za nim jechał tatuś i dodawał mu otuchy. Dziewczynka pedałowała z grymasem na twarzy, a za nią trener podpowiadał jakich przełożeń ma używać. Samotne panie i panowie. Rowery – od tych najdroższych do starych klekotów. Sport dla każdego.
Wyszło słońce na dobre. Ruszyliśmy omijając kałuże, przez sam środek puszczy, od północy na południe. Po drodze minęliśmy stare dęby oznaczone jako Szlak Dębów Królewskich. Zatrzymaliśmy się na chwilę. Nie ma co ukrywać, że dla nas, mieszkających przez tyle lat w lesie, drzewa nie są wielką atrakcją. Podobnie jak zwierzyna w rezerwacie pokazowym, którą prawie codziennie widzieliśmy na wolności. Włącznie ze stadem żubrów składającym się z ponad 30 osobników. No może poza wilkiem.
I tak dojechaliśmy do Białowieży, Mekki samochodów z warszawskimi numerami rejestracyjnymi. Najpierw do jadłodajni, a potem zobaczyć atrakcje. No i muszę powiedzieć, że to co w Poczopku można zobaczyć za darmo, w Białowieży trzeba opłacić. Oczywiście eksponaty w Poczopku nie były tak stare i słynne, ale nie było tam takiego tłoku!!! Objechaliśmy całą Białowieżę dookoła (z przerwą na małą burzę) i zajechaliśmy na dworzec kolejowy. Tutaj ładowały się do drezyn wycieczki chętne do wajchowania. Jechaliśmy równolegle do nich i muszę przyznać, że bardzo spodobał mnie się ten sport. Za każdym razem, kiedy drezyna przejeżdżała przez przejazd, opiekun trąbił sprężonym powietrzem w tubę. Dojechaliśmy do miejsca, w którym zaczęliśmy zwiedzanie.
Ruszyliśmy asfaltem do Hajnówki. Ta droga nie była szczególnie bezpieczna. Samochody pędziły jak nawiedzone. A gdy stanęliśmy pod drzewami bo przyszła ulewa, z Białowieży zaczęła się ewakuacja turystów w samochodach. Sznurek z Białowieży a do, prawie nikt. Stawaliśmy parę razy, w tym raz by „tryknąć” się z żubrem.
W Hajnówce stanęliśmy przy parku wodnym i zaczęliśmy poszukiwania noclegu. Tak trafiliśmy do osobnego domku przy ul. Mostowej, który graniczy z Soborem św. Trójcy. To miejsce możemy polecić większym grupom. Jest też gdzie schować rowery. Właściciele celebrowali akurat zjazd rodzinny i atmosfera była nad wyraz radosna. A za płotem pięknie oświetlona świątynia. No to po prysznicku i do miasta. Nie było aż tak ciepło i musieliśmy się nieco rozgrzać. Po drodze wdepnęliśmy do parku miniatur, który jest tuż za Soborem. To miejsce trzeba odwiedzić obowiązkowo. Zobaczyliśmy tu miniaturki budowli, które widzieliśmy na żywo i bardzo byliśmy zadowoleni, że je zwiedziliśmy.
Po za tym, miejsce jest idealne do kręcenia filmów w stylu „King Kong 17”, czy „Transformers 7”.
Wróciliśmy do domku. Tam, ze względu na złe prognozy, postanowiliśmy zakończyć naszą wyprawę i pojechać do domu. Decyzja zapadła, choć z moim sprzeciwem. W naszej trójce zawsze panowała w tych sprawach demokracja. Wyszukaliśmy połączenie i rozpoczęliśmy przygotowania do powrotu. Deszcz wystarczająco nas przemoczył i nie chcieliśmy brnąć dalej na południe.
Dwa razy bywałem w Puszczy Bialowieskiej. Pierwszy raz w 2006 roku, a ostatnio w 2015 roku. Pogoda się jakoś sprawiała, szczególnie w 2015 roku. Za pierwszym razem jechaliśmy odwrotnie niż Państwo, czyli z Białowieży do Narewki.
No i w tym roku wybieram się tam po raz trzeci 🙂
PolubieniePolubienie
Dwa razy bywałem w Puszczy Bialowieskiej. Pierwszy raz w 2006 roku, a ostatnio w 2015 roku. Pogoda się jakoś sprawiała, szczególnie w 2015 roku. Za pierwszym razem jechaliśmy odwrotnie niż Państwo, czyli z Białowieży do Narewki.
No i w tym roku wybieram się tam po raz trzeci 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zaczynam się zastanawiać, co pominęliśmy wtedy w Puszczy? Co powoduje, że wracacie tam trzeci raz?
PolubieniePolubienie
zawsze coś nowego 🙂
Za pierwszym razem, przejechaliśmy tylko trasę Hajnówka – Białowieża – Narewka. Nie wchodziliśmy do parku narodowego. Byliśmy tylko w muzeum przyrodniczym i w rezerwcie pokazowym żubrów.. Cztery lata temu, przeszliśmy już z przewodnikiem do obszaru ochrony ścisłej, doszliśmy do dębu Jagiełły, a potem przejechaliśmy trasę do Topiła i dalej do Czeremchy.
W tym roku, chcę tam wyciągnąć kolegę, który nigdy nie był. Mam też plan na urwanie kawałka Białorusi.
Pewnie wrócę tam jeszcze raz. Wtedy to już będzie z dzieciakami 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba