24 lipca 2005
Nachodziliśmy się wczoraj jak pielgrzymi, ale ten dzień mieliśmy spędzić trochę z siodełkami pod tyłkami. Naszym celem były ruchome piaski i tamtejsza plaża. Tym razem naszych rowerów nie trzeba było objuczać. Jechaliśmy jak zwykli turyści. Ale było letko!!!
Rowery zostawiliśmy na parkingu rowerowym i poszliśmy boso na słynną Wydmę Łącką. Jest tam taki zwyczaj rysowania stopami nazw miejscowości, u podnóża wydmy. No to wynożnikowałem i ja. Zgadnijcie jaki! Oczywiście, że Oleszno. Wszedłem na górę, zobaczyć swoje dzieło. Jakaś młoda dziewczyna głośno stwierdziła, że nie zna żadnego Oleszna. Pewnie jej ojciec znał, jak był w wojsku na poligonie!
W drodze powrotnej nie wstąpiliśmy do wyrzutni rakiet. Jakoś nam się nie chciało. Wróciliśmy do naszego pokoju, ciepliśmy rowery do garażu i poszliśmy znów do miasta. Chodziliśmy aż do zmroku. Na jutrzejszy wyjazd mieliśmy zaplanowane spotkanie z atomem. Polskim atomem.