20 lipca 2004
Stara Dobrzyca – Orzeszkowo – Rzesznikowo – Starnin – Kinowo – Jarkowo – Świecie Kołobrzeskie – Głąb – Drzonowo – Sarbia – Karcino – Mrzeżyno
Moje mapy pokazywały całkiem niezłą drogę do Mrzeżyna…
Wszystko szło jak po maśle…
Krótki odpoczynek w Rzesznikowie…
Wjechaliśmy na całkiem nieznane nam tereny…
I w miejscu zaznaczonym niebieskimi kreskami doszło do niecodziennej sytuacji…
Oto droga między Świeciem Kołobrzeskim a Głąbem nagle się… skończyła!!! Po prawej zaczynała się ogrodzona szkółka leśna a po lewej pole rzepaku, natomiast nasza droga była zarośnięta chwastami, tak do pasa! Leśnicy dojeżdżali do tej szkółki, przechodzili przez płot i szli szkółką. Nikomu niepotrzebna droga – zarosła. Postanowiliśmy jednak się nie poddawać. Z mapy wynikało, że będzie tak maksymalnie przez 500 m. Szedłem pierwszy. Chwasty coraz wyższe. Rower z sakwami dawał taki opór, że ciężko było prowadzić. Parłem jednak do przodu jak lokomotywa, torując drogę Ani i Pawłowi. Słońce paliło, osty kłuły w nogi i gryzły gzy. W pewnym momencie Paweł stanął i rozpłakał się.
– O co chodzi? – zapytaliśmy.
– A jak zabłądzimy i nas nikt nie znajdzie? – chlipał.
No to zaczęliśmy mu tłumaczyć, że mapa jest, telefon jest i w razie czego, możemy zawsze poprosić o pomoc. Trochę nam zeszło, zanim Paweł się uspokoił. Według nas, doszło u Pawła do pierwszego kryzysu. Jak to mówią – „podróże kształcą” i „co nas nie zabije to nas wzmocni”. Tak czy siak, szliśmy dalej. Paweł powoli oswajał się sytuacją. Poznawał siebie.
Doszliśmy w końcu do lasu i końca szkółki z drabiną na płocie. I od tego momentu droga znowu była normalna. Wysypaliśmy nasiona traw i chwastów z butów i pojechaliśmy dalej.
W Mrzeżynie chcieliśmy najpierw dopedałować na pole namiotowe, ale Paweł poprosił nas o dojechanie do samego morza. Gdy tylko stanął na wydmie, zsiadł z roweru i krzyknął:
– Ja naprawdę dojechałem do morza!!!
Oczywiście, za przełamanie i dzielną postawę obiecaliśmy mu nagrodę.
Camping nr 193 w Mrzeżynie był dobrze przygotowany dla gości. Było przestronnie i cicho. Namiot rozbiliśmy blisko miejsca do grzania wody w czajniku a baza sanitarna była do przyjęcia. Nie przeszkadzało nam, że do morza było coś około kilometra. Dla nas ważna była cisza.
Przez dwa dni mieliśmy się w Mrzeżynie byczyć i raz pojechać do Rogowa. Najważniejsze, że Paweł był bardzo z siebie zadowolony i jazda na rowerze w taki sposób, przypadła mu do gustu.